Subpage under development, new version coming soon!
Subject: Reprezentacja Polski
Ja bym w tym poszukal pozytywów, przecież on z repką nie potrafił wygrać z nikim poza Albanią, San Marino i Andorą. Szanse powodzenia w barażach z nim na ławce to jakieś 5% i on to wie dlatego odszedł, bo zostałby wylany w marcu a tak ma pewny, lepszy kontrakt.
Kadrę musi dostać teraz polski trener, dla którego ta praca to będzie spełnienie marzeń, a nie kolejny etap w karierze.
Ja bym postawił na Cześka, ma doświadczenie z kadrą, na ruskich się zepnie i potrafi grać skutecznie, pod wynik.
Kadrę musi dostać teraz polski trener, dla którego ta praca to będzie spełnienie marzeń, a nie kolejny etap w karierze.
Ja bym postawił na Cześka, ma doświadczenie z kadrą, na ruskich się zepnie i potrafi grać skutecznie, pod wynik.
Czesiek też ma w CV porzucenie kadry i niejasna przyszłość jeśli chodzi o kontakty z fryzjerem
Jego porzucenie kadry jednak wyglądało trochę inaczej...co do fryzjera, takie były czasy, kto tych kontaktów nie miał.
Patrząc pod kątem szans na wywalczenie awansu, myślę że On ma największe.
Kto inny? Brzeczek (watpie), Nawalka (może...), więcej kandydatów nie widzę.
Patrząc pod kątem szans na wywalczenie awansu, myślę że On ma największe.
Kto inny? Brzeczek (watpie), Nawalka (może...), więcej kandydatów nie widzę.
Mowia coś o Nowaku jeszcze, nienawidzę typa za to co zrobił w Koninie. Do dziś nasza pilka się po nim nie podiosla
Przeniósł klub z Konina do Bydgoszczy, ogólnie doprowadził do ruiny, Sponsorzy potem się wycofali i do dziś klub się nie podniósł, z klubu który grał na drugim poziomie rozgrywkowym dziś jest IV liga i szykuje się spadek niżej
kryminator to
ᴢᴏᴙᴙᴏ☭
że im zasrał kibel w szatni tak bardzo, że do tej pory nie mogą go przywrócić do działania i zawodnicy muszą wstrzymywać wypróżnianie przez co grają gorzej w meczach
Były reprezentant Polski w piłce nożnej Piotr Nowak w najlepsze bawi
się w Chicago. Tam wiedzie spokojne życie, zdobywa bramki i zasila
konto. W Bydgoszczy pozostawił po sobie widmo spółki, która miała
pomóc Zawiszy w odzyskaniu choćby II ligi.
W jaki sposób chciał, jako
główny udziałowiec, odbudować potęgę klubu z ul. Gdańskiej, skoro
najczęściej przebywał zza Oceanem? Dlaczego wcześniej nie wycofał się
z finansowania piłkarzy i trenerów, tylko nagromadził ogromne długi?
"Trudno było zmusić zawodników do większego wysiłku, skoro
minimalne stypendia nie wystarczały na utrzymanie rodziny. Czy w takiej
sytuacji należało od chłopaków żądać, żeby serce zostawili na boisku? -
pyta jeden z wierzycieli Sportowej Spółki Akcyjnej Zawisza. .
Piotrowi Nowakowi nie udała się przygoda z futbolem zarówno w Koninie, jak i
w Bydgoszczy. Po wielkich planach na początku 1999 roku, kiedy eks-zawiszanin
zainwestował pieniądze w II-ligową drużynę Aluminium, nie pozostało śladu.
Zespół "po drodze" zmienił nazwę na KP Konin, a po rundzie jesiennej sezonu
1999/2000 zajmował ostatnie 24. miejsce. W 23 spotkaniach drużyna dowodzona
przez Krzysztofa Pawlaka zdobył tylko 18 pkt. Miejsce w tabeli, rozbity zespół
i atmosfera wokół niego sprawiły, że utrzymanie się w II lidze graniczyło z cudem.
Zwłaszcza, że piłkarze mieli zakaz wstępu na obiekt w Koninie i zostali
wykwaterowani z klubowego hotelu. Co jakiś czas w centralnych gazetach
sportowych można było wyczytać o narastającym konflikcie P. Nowaka z byłymi
współudziałowcami.
REKLAMA
I wtedy nasz "bohater" pojawił się w Bydgoszczy. Na początku stycznia
ubiegłego roku przeprowadził wstępne rozmowy z dyr. WKS Zawisza
Dariuszem Bednarkiem, a dalsze sprawy załatwił w Warszawie. Pomagał mu w
tym prezes spółki Artur Wesołowski. Ale tenże, w rozmowach z mediami,
zastrzegł sobie "ciszę na łamach" dla dobra sprawy. Wiadomo jednak było, że
mecze będą rozgrywane na Zawiszy. Zainteresowane strony podpisały w końcu
umowę, która wstępnie miała obowiązywać do 30.06.2000 r. z opcją przedłużenia
jej o 10 lat. Przynajmniej tak twierdził A. Wesołowski. "Nie ma w niej jednak żadnej
opcji przedłużenia umowy o dalsze 10 lat. To był huraoptymizm pana
Wesołowskiego" - natychmiast zdementował te pogłoski D. Bednarek.
Spółka musiała opłacać Zawiszy użytkowanie boiska głównego i bocznego,
szatni, bloku odnowy biologicznej i hotelu oraz wyżywienie w klubowej restauracji.
Mówiło się, że w finansowanie drużyny mają się włączyć nowe podmioty.
Pierwszy trening K. Pawlak i jego podopieczni przeprowadzili w Bydgoszczy 14
lutego ub.r. W pierwszych zajęciach uczestniczyło zaledwie 9 zawodników, którzy
przyjechali na własną rękę, pociągami i samochodami. KP Konin na Gdańskiej stało
się faktem.
Na inaugurację rundy wiosennej "gospodarze" przegrali z Grunwaldem Ruda
Śląska 0:1. "Taką grą, to my kibiców w Bydgoszczy nie zdobędziemy. Niby się
wzmocniliśmy, ale nabytki są nieporozumieniem..." - mówił po pierwszych
zawodach K. Pawlak. Na trybunach zjawiło się zaledwie 100 kibiców. Taka
frekwencja utrzymała się do końca rozgrywek.
Wciąganie tutejszych
Po porażce z Grunwaldem prezes A. Wesołowski zaproponował pracę byłemu
kierownikowi II-ligowego Zawiszy Krzysztofowi Drzewieckiemu, natomiast K.
Pawlak, który czuł się w naszym mieście osamotniony, nie wiedział gdzie się
poruszać i z kim rozmawiać, dobrał sobie asystenta w osobie Dariusza Durdy.
Obaj pracowali ze sobą w GKS-e Bełchatów i w Aluminium Konin, gdzie ten
drugi zakończył zawodniczą karierę.
"Doskonale pamiętam jak po rundzie jesiennej sezonu 1993/94 trener Pawlak
przejął I-ligowy zespół z Bełchatowa, mający w dorobku 9 pkt. Na wiosnę
zdołaliśmy się jednak utrzymać! Cenię go jako szkoleniowca, ale w KP Konin
pewnych spraw nie mógł przeskoczyć. Trudno było zmusić zawodników do
większego wysiłku, skoro minimalne stypendia nie wystarczały na utrzymanie
rodziny. Czy w takiej sytuacji należało od chłopaków żądać, żeby serce zostawili
na boisku? Dziś bardzo żałuję, że brałem udział w tej żenadzie" - mówił D. Durda.
Bieda z nędzą
Po trzech przegranych meczach i zaledwie jednym punkcie zdobytym na własnym
boisku z przedostatnią w tabeli Koroną Kielce, K. Pawlaka zastąpił Leszek
Partyński. Dużo on wymagał od zawodników, nie ukrywał też swoich ambicji.
"Drużyna miała tylko teoretyczne szanse na utrzymanie się w II lidze. Ale ja
chciałem udowodnić, że znam się na swoim fachu. Sukcesem - jak się potem
okazało - było to, że nie spadliśmy o dwie klasy niżej, gdyż nie było kim grać. W
meczu ze Stalą Stalowa Wola miałem do dyspozycji 6 zdrowych zawodników, w
tym bramkarza" - żalił się szkoleniowiec.
W międzyczasie A. Wesołowski nakłaniał doświadczonego trenera Bronisława
Waligórę do objęcia funkcji dyrektora sportowego.
"Do współpracy na szczęście nie doszło" - wspomina B. Waligóra. "Nie
przyjąłem propozycji, bo wiedziałem , że spółka ma zadłużenia. W pewnych
sprawach jestem konsekwentny i bezwględny. Natomiast w bezpośrednich
rozmowach z prezesem Wesołowskim wyczuwałem, że facet nie zna się na
sporcie. Dla mnie był on niepoważny. A ja - powtarzam - o pracę nigdy się nie
ubiegałem" - stwierdził trener Waligóra.
Tymczasem kłopotów w KP Konin nie było końca. Drużyna nie pojechała na mecz
do Gdańska (zdekompletowany skład). W następnych - z Hetmanem Zamość,
w ataku grał bramkarz Paweł Primel, zaś z Górnikiem w Łęcznej zespół
skończył w "8", ponieważ dwóch graczy odniosło kontuzje, a jeden otrzymał
czerwoną kartkę. Gościom należały się jednak słowa uznania, że w takich
okolicznościach dzielnie walczyli do końca. Kto wtenczas przypuszczał, że po roku
(pod nazwą Zawisza SSA) sytuacja się powtórzy? W spotkaniu z Odrą Opole
zadebiutowali wychowankowie Zawiszy Arkadiusz Mazur i Marcin Butor, którzy
zostali wypożyczeni do spółki do końca sezonu. A od meczu z Polonią Bytom,
w kadrze KP Konin figurował eks-zawiszanin Jacek Kot.
Po porażce z Radomskiem, na konferencji prasowej Jacek Pieniążek - w
imieniu kolegów z zespołu - odczytał oświadzenie: "Żyjemy na granicy biedy, a
organizmy mamy już wyeksploatowane graniem meczów co trzy dni w
jedenastu". Kończyła się również cierpliwość kierownictwa Zawiszy. "Wojskowi"
ostrzegali, że jeżeli nie zostaną uregulowane sprawy finansowe, to zakażą
korzystać z obiektów. Dyrektor Bednarek nie mógł skontaktować się z P.
Nowakiem, a A. Wesołowski po wypadku samochodowym (ponoć wybierał się
nad morze, na... wschód słońca) leżał w szpitalu. Tam też udawał, że o
zaległościach wobec zespołu nic mu nie wiadomo. "Myślę, że piłkarze są troszkę
rozwydrzeni przez te huty, gdzie dostawali pieniądze za nic. Żeby chociaż wygrali
jeden mecz z tych wiosennych..." - ubolewał. Przypomnijmy zatem, że pierwszą
wygraną KP Konin odniósł dopiero w 43. kolejce z Jeziorakiem Iława (2:0). A
po wysokiej (3:7) przegranej we Wrocławiu z Polarem, pożegnał się z II ligą.
Fuzja-aluzja z Zawiszą
Od tamtej pory rozpoczęły się rozmowy właścicieli KP Konin z władzami WKS
Zawisza na temat dalszych występów piłkarzy w spółce pod szyldem "Zawisza".
Działacze z ul. Gdańskiej po wielu peturbacjach zezwolili na korzystanie z logo
klubu i nazwy oraz odstąpili zawodników, ale nie definitywnie. Spółka, oprócz
finansowania pierwszego zespołu, zobowiązała się też pomagać IV-ligowemu
Zawiszy. Ale negocjacje pomiędzy stronami w sprawie podpisania stosownych
umów przeciągały się w nieskończoność. Trener Partyński oczekiwał na gwarancje
finansowe, bo podzielił zespół na cztery grupy płatności. Od samych
zawodników, ich zaangażowania miało zależeć, ile zarobią. To były jednak daleko
idące plany.
Na trzy dni przed inauguracyjnym meczem III-ligowym w Janikowie, władze
Zawiszy zakomunikowały, że zrywają ze spółką wszelkie kontrakty, jednocześnie
nakazały opuszczenie wynajmowanych pomieszczeń klubowych. "Kto nie płaci,
ten musi się liczyć z eksmisją. Druga strona nie jest dla nas wiarygodnym
partnerem, skoro nie potrafi uregulować zaległych 18 tysięcy złotych" - oznajmił
dziennikarzom rzecznik prasowy WKS Zawisza płk Krzysztof Gałkowski. Te
argumenty wydawały się śmieszne A. Wesołowskiemu. Jego zdaniem, P. Nowak
lada dzień miał podpisać umowę sponsorską z amerykańską firmą, która
zapewniłaby środki na najbliższe 5 lat. "Jeśli ktoś nie potrafi poczekać z tymi
paroma tysiącami złotych, to trudno. Środki zostaną wykorzystane gdzie indziej..."
- zapewniał prezes.
A to ci humor.
Ale piłkarzom Zawiszy nie było do śmiechu. Wystosowali list otwarty,
adresowany do prezesa klubu, gen. bryg. Zenona Wernera, z prośbą o
ponowne rozpatrzenie współpracy z mającym powstać klubem Zawisza SSA na
bazie (czytaj: pieniędzy) KP Konin. "Do czasu wyjaśnienia wszystkich
spraw natury finansowej, jesteśmy w stanie grać bezpłatnie" -
zadeklarował zespół. Tyle że, na mecze mistrzowskie musiał jeszcze poczekać,
bo zostały one poprzekładane.
Kiedy A. Wesołowski wpłacił zaległe 36 tysięcy złotych (21 tys. wobec WKS i 15
tys. wobec WOSS), doszło do następnych rozmów. Zarząd wojskowego klubu,
mając na uwadze własne możliwości, był przeciwny podejmowaniu decyzji, nie
mających realnego pokrycia finansowego. Jednak 9 sierpnia 2000r. doszło do
pojednania i podpisano kolejną umowę. "Przekazanie kierowania drużyną
seniorów SSA odciąża sekcję piłki nożnej WKS Zawisza od szeregu
problemów związanych z prowadzeniem zespołu ligowego i pozwala
skupić główny wysiłek na szkoleniu 12 zespołów uzdolnionej młodzieży"
- brzmiało stanowisko klubu.
Wojna z PZPN
Dalej trwały jednak przepychanki z PZPN. Najpierw organ prowadzący rozgrywki
III ligi wykluczył z nich Zawiszę, a po paru dniach... wycofał sankcje.
"Wytłumaczyłem ludziom z PZPN, że drużyna musi grać, żeby klub mógł zarabiać
i spłacać zobowiązania" - tłumaczył A. Wesołowski. I 30 sierpnia drużyna zagrała,
wygrała i rozbudziła na krótko apetyty. Bowiem z początkiem września nadeszły
niepomyślne wieści z Warszawy o wykluczeniu Zawiszy SSA ze struktrur PZPN!
Od decyzji Wydziału Dyscypliny, spółka miała prawo się odwołać do
Najwyższej Komisji Odwoławczej. Do czasu rozstrzygnięcie wszelkich kwestii
drużyna mogła jednak grać. W meczu z Astrą pierwszego gola strzelił Piotr
Burlikowski, który później - niczym wspomniany Pieniążek - dbał o interesy
kolegów. Po spotkaniu z Gryfem Wejherowo, w swoim stylu stwierdził: "Jeżeli
kogoś na to nie stać, to niech zwinie interes. Nie możemy iść na zasiłek, bo nie są
płacone za nas podatki, ani składki ZUS". Wątpliwości nasuwało się coraz więcej.
Z utęsknieniem czekano na przyjazd P. Nowaka. Po kilku próbach "Express"
skontaktował się z kapitanem Chicago Fire. "Zrobię wszystko, żeby NKO - mając
na uwadze dobro drużyny - podjęło pozytywną decyzję odnośnie przyszłości
Zawiszy. Nie pozwolę, żeby moje ciężko zarobione pieniądze zostały źle
spożytkowane" - stwierdził. Z chwilą pojawienia się P. Nowaka w Bydgoszczy,
nikt chyba nie wierzył w upadek spółki... NKO tymczasem odroczyła wydanie
orzeczenia do czasu otrzymania wszystkich niezbędnych dokumentów. A Jerzy
Piasecki, szef firmy Sollo Ltd. z Lubstowa, dodał: "Moje udziały w spółce zostały
sfałszowane. Nie jest prawdą, że Nowak jest jedynym w niej udziałowcem.
Posiadam jeszcze 9 procent akcji". Natomiast przewodniczący NKO Eugeniusz
Stanek oświadczył, że "Nowak zobowiązał się do przedstawienia planu
naprawczego, chociaż może nie być do końca zorientowany o rozmiarach
zaległości wobec wierzycieli".
Kolejka oszukanych
O należne pieniądze coraz mocniej zaczęli się dopominać Jarosław Kotas i
Jarosław Araszkiewicz, trener i zawodnik byłego Aluminium. Z pełnomocnikiem
"Arasia" A. Wesołowski doszedł do porozumienia, ale z J. Kotasem doszło do
sprzeczki w gmachu PZPN. Dziennikarz "Expressu" był świadkiem, jak były trener
Alumiunium... ciągnął Wesołowskiego za uszy. Ba, chciał nawet go zrzucić z
pięknych schodów przy ul. Miodowej. Kotas groził, że wystosuje list do "Piłki
Nożnej". I dopiął celu. W artykule "Polegać jak na Nowaku" ujawnił m.in. kulisy
swojej pracy w Koninie.
"Dwukrotnie byłem przesłuchiwany przez policję w Koninie, bo sprawą zajęła się
prokurator - powiedział "Expressowi" - Wątpie, czy Nowak do mnie się jeszcze
odezwie. Piłkarzom z Wybrzeża i mnie, którzy grali w Koninie, jest winien wraz z
odsetkami około 6 miliardów starych złotych. Chłopacy są zdeterminowani do tego
stopnia, że chcą wynając firmę, która zajmuje się ściąganiem długów..." - dodał J.
Kotas.
I tak zaczyna się kolejka... oszukanych. Nasi rozmówcy nie mogą zrozumieć
postępowania byłego reprezentanta Polski. "Do tej pory Nowak zalega mi z
płatnościami - opowiada D. Durda. - Kiedy przyjedżał , mówiłem: Piotr gadaj o
konkretach. A on zaczął snuć opowieści o zawodowym klubie, sztucznych
boiskach, o dmuchanych namiotach. Myślałem, że wszystko zostanie pukładane,
jak choćby za moich czasów. A tu takie numery, że ludziom powypadałaby z
głowy resztki włosów..."
Fantasta Wesołowski
Artur Wesołowski tytułował się Prezesem Zarządu. Wokół jego osoby pozostało
najwięcej kontrowersji. Tylko sobie znanymi sposobami ciągnął ten wózek przez
kilkanaście miesięcy. Ilu w tym czasie zdołał oszukać osób, trudno zliczyć.
Wszyscy mu zawierzyli, niektórzy ufają do dziś. Swojemu kompanowi P.
Nowakowi niewiele mówił.
"Widziałem w swoim życiu już wiele rzeczy, ale takiego matacza nie spotkałem -
wspomina byłego prezesa K. Drzewiecki. - Na przykład mi zarzucił brak
operatywności, bo nie mogłem wszystkich spraw załatwić na kredyt. Kiedy Nowak
nie przesyłał ze Stanów pieniędzy tłumaczył, że jest za niski pułap chmur.
Pewnego dnia zażyczył sobie w gabinecie centralkę telefoniczną, za którą do
dzisiaj nie zapłacił. Mawiał, że trzeba ludźmi trochę kręcić".
Jarosław Nowicki, właściciel sklepu "Eurogol", zarazem wielki sympatyk
Zawiszy, przekazał dla drużyny stroje. Oczywiście...za darmo. "Chciałem pomóc
przede wszystkim piłkarzom. Wierzyliśmy, że klub się odrodzi. Nowak przestał
się jednak odzywać, a Wesołowski obiecywał, że odda pieniądze ze swojej
kieszeni. No i czekam..."
Szefów spółki niemile wspomina również Tomasz Woźniak, właściciel klubu
"Mega". "Nie ukrywam, że pożyczałem im pieniądze na bieżącą działalność i
trochę mi wiszą. Mam na szczęście z czego żyć i nie będę się procesował.
Wydawało mi się jednak, że ci panowie są poważni. Nowak był moim dobrym
kolegą. Pewnego razu, zamiast długu, chciałem wykupić kartę piłkarza Arkadiusza
Woźniaka. Mam kontakty w Hamburgu, to pewnie bym go sprzedał. Ale Zawisza
zażądał za niego dużą kwotę i sprawa ucichła" - powiedział "Expressowi" T.
Woźniak.
Rządy Partyńskiego
Po wyjaśnieniu spornych kwestii w PZPN, piłkarze Zawiszy SSA przystąpili do
rundy wiosennej. Kierownikiem był już... nieznany wcześniej nikomu Ryszard
Mizak (o nim też krążą legendy, a piłkarze kręcą tylko głowami).
P. Nowak, choć obiecywał, że będzie uczestniczył w obozie przygotowawczym z
zespołem L. Partyńskiego, do Polski nie dotarł. Od tamtej pory słuch po nim
zaginął...
Nieoczekiwanie - dla szefów spółki - wspólnego języka z trenerem L. Partyńskim i
kierownikiem R. Mizakiem, nie mogli znaleźć zawodnicy. Dochodziło do częstych
konfliktów. W trakcie zgrupowania w Błażejewku, piłkarze musieli uciekać z obiektu
tylnym wejściem, bo właściciel pensjonatu zażądał należnej gotówki. Odejście
Partyńskiego wydawało się tylko kwestią czasu.
Nie zamierzał już dłużej tego
firmować. Ale Nowaka krytykował delikatnie. Nadal jest przekonany, że "dobry
wujek z Ameryki" przyjedzie do Poznania, aby się z nim rozliczyć. "W spółce
zawsze pokornie czekaliśmy na pieniądze. Zawodnicy za pseudorobotę
otrzymali trochę grosza, a my z Ryśkiem prawie nic. Ciągle się komuś wydawało,
że właściciel przesyła nam wielkie kwoty, lecz to się mija z prawdą. Wierzę jednak,
że Nowak rozliczy się ze mną za te osiem miesięcy..." - powiedział nam L.
Partyński, obecnie prowadzący IV-ligowego Huragana Pobiedziska. W
Bydgoszczy pałeczkę przejął po nim Stefan Guzek. Powoli odsuwał się jednak
R. Mizak. Aż w końcu nowy szkoleniowiec pozostał sam na sam z drużyną.
Gdyby nie pomoc działaczy Zawiszy, zespół zostałby z pewnością wycofany z
rozgrywek. "Czasem nie spałem po nocach, bo z tymi chłopakami mogłem
czegoś dokonać" - zwierzał się S. Guzek, który bardzo przywiązał się do drużyny.
Dodajmy, że z uwagi na udział w meczach nieuprawnionych zawodników, Wydział
Gier i Ewidencji Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej odebrał Zawiszy
wiele punktów, a rywalom przyznał... 20 walkowerów. W tej sytuacji drużyna nie
mogła uniknąć degradacji.
Rozwiane nadzieje?
Na większą opowieść o Sportowej Spółce Akcyjnej musielibyśmy poświęcić
wszystkie sportowe łamy. Tymczasem P. Nowak - w wywiadzie udzielonym
katowickiemu "Sportowi" - uważa, że mocno rozczarował się ludźmi, z którymi
współpracował. "Nie zrezygnował jednak z inwestycji w polski futbol, czy
konkretnie w Zawiszę. We wrześniu przyjadę do Polski i porozmawiamy bardziej
konkretnie. Na razie skupiam się na grze w Chicago..." - stwierdził. Kto jednak
uwierzy w te słowa?
Chociaż WKS Zawisza nie przedłużył umowy ze SSA Zawisza, która
prawdopodobnie przestanie istnieć, dla piłkarzy z ul. Gdańskiej pojawiła się kolejna
alternatywa i okazja do występów w III lidze. Otóż wstępną propozycję odnośnie
połączenia seniorów złożył lokalny partner, czyli Chemik. Jeśli i ten pomysł nie
wypali, to - jak mówią znawcy tematu - w Zawiszy piłki już nie będzie na długie
lata...
(edited)
się w Chicago. Tam wiedzie spokojne życie, zdobywa bramki i zasila
konto. W Bydgoszczy pozostawił po sobie widmo spółki, która miała
pomóc Zawiszy w odzyskaniu choćby II ligi.
W jaki sposób chciał, jako
główny udziałowiec, odbudować potęgę klubu z ul. Gdańskiej, skoro
najczęściej przebywał zza Oceanem? Dlaczego wcześniej nie wycofał się
z finansowania piłkarzy i trenerów, tylko nagromadził ogromne długi?
"Trudno było zmusić zawodników do większego wysiłku, skoro
minimalne stypendia nie wystarczały na utrzymanie rodziny. Czy w takiej
sytuacji należało od chłopaków żądać, żeby serce zostawili na boisku? -
pyta jeden z wierzycieli Sportowej Spółki Akcyjnej Zawisza. .
Piotrowi Nowakowi nie udała się przygoda z futbolem zarówno w Koninie, jak i
w Bydgoszczy. Po wielkich planach na początku 1999 roku, kiedy eks-zawiszanin
zainwestował pieniądze w II-ligową drużynę Aluminium, nie pozostało śladu.
Zespół "po drodze" zmienił nazwę na KP Konin, a po rundzie jesiennej sezonu
1999/2000 zajmował ostatnie 24. miejsce. W 23 spotkaniach drużyna dowodzona
przez Krzysztofa Pawlaka zdobył tylko 18 pkt. Miejsce w tabeli, rozbity zespół
i atmosfera wokół niego sprawiły, że utrzymanie się w II lidze graniczyło z cudem.
Zwłaszcza, że piłkarze mieli zakaz wstępu na obiekt w Koninie i zostali
wykwaterowani z klubowego hotelu. Co jakiś czas w centralnych gazetach
sportowych można było wyczytać o narastającym konflikcie P. Nowaka z byłymi
współudziałowcami.
REKLAMA
I wtedy nasz "bohater" pojawił się w Bydgoszczy. Na początku stycznia
ubiegłego roku przeprowadził wstępne rozmowy z dyr. WKS Zawisza
Dariuszem Bednarkiem, a dalsze sprawy załatwił w Warszawie. Pomagał mu w
tym prezes spółki Artur Wesołowski. Ale tenże, w rozmowach z mediami,
zastrzegł sobie "ciszę na łamach" dla dobra sprawy. Wiadomo jednak było, że
mecze będą rozgrywane na Zawiszy. Zainteresowane strony podpisały w końcu
umowę, która wstępnie miała obowiązywać do 30.06.2000 r. z opcją przedłużenia
jej o 10 lat. Przynajmniej tak twierdził A. Wesołowski. "Nie ma w niej jednak żadnej
opcji przedłużenia umowy o dalsze 10 lat. To był huraoptymizm pana
Wesołowskiego" - natychmiast zdementował te pogłoski D. Bednarek.
Spółka musiała opłacać Zawiszy użytkowanie boiska głównego i bocznego,
szatni, bloku odnowy biologicznej i hotelu oraz wyżywienie w klubowej restauracji.
Mówiło się, że w finansowanie drużyny mają się włączyć nowe podmioty.
Pierwszy trening K. Pawlak i jego podopieczni przeprowadzili w Bydgoszczy 14
lutego ub.r. W pierwszych zajęciach uczestniczyło zaledwie 9 zawodników, którzy
przyjechali na własną rękę, pociągami i samochodami. KP Konin na Gdańskiej stało
się faktem.
Na inaugurację rundy wiosennej "gospodarze" przegrali z Grunwaldem Ruda
Śląska 0:1. "Taką grą, to my kibiców w Bydgoszczy nie zdobędziemy. Niby się
wzmocniliśmy, ale nabytki są nieporozumieniem..." - mówił po pierwszych
zawodach K. Pawlak. Na trybunach zjawiło się zaledwie 100 kibiców. Taka
frekwencja utrzymała się do końca rozgrywek.
Wciąganie tutejszych
Po porażce z Grunwaldem prezes A. Wesołowski zaproponował pracę byłemu
kierownikowi II-ligowego Zawiszy Krzysztofowi Drzewieckiemu, natomiast K.
Pawlak, który czuł się w naszym mieście osamotniony, nie wiedział gdzie się
poruszać i z kim rozmawiać, dobrał sobie asystenta w osobie Dariusza Durdy.
Obaj pracowali ze sobą w GKS-e Bełchatów i w Aluminium Konin, gdzie ten
drugi zakończył zawodniczą karierę.
"Doskonale pamiętam jak po rundzie jesiennej sezonu 1993/94 trener Pawlak
przejął I-ligowy zespół z Bełchatowa, mający w dorobku 9 pkt. Na wiosnę
zdołaliśmy się jednak utrzymać! Cenię go jako szkoleniowca, ale w KP Konin
pewnych spraw nie mógł przeskoczyć. Trudno było zmusić zawodników do
większego wysiłku, skoro minimalne stypendia nie wystarczały na utrzymanie
rodziny. Czy w takiej sytuacji należało od chłopaków żądać, żeby serce zostawili
na boisku? Dziś bardzo żałuję, że brałem udział w tej żenadzie" - mówił D. Durda.
Bieda z nędzą
Po trzech przegranych meczach i zaledwie jednym punkcie zdobytym na własnym
boisku z przedostatnią w tabeli Koroną Kielce, K. Pawlaka zastąpił Leszek
Partyński. Dużo on wymagał od zawodników, nie ukrywał też swoich ambicji.
"Drużyna miała tylko teoretyczne szanse na utrzymanie się w II lidze. Ale ja
chciałem udowodnić, że znam się na swoim fachu. Sukcesem - jak się potem
okazało - było to, że nie spadliśmy o dwie klasy niżej, gdyż nie było kim grać. W
meczu ze Stalą Stalowa Wola miałem do dyspozycji 6 zdrowych zawodników, w
tym bramkarza" - żalił się szkoleniowiec.
W międzyczasie A. Wesołowski nakłaniał doświadczonego trenera Bronisława
Waligórę do objęcia funkcji dyrektora sportowego.
"Do współpracy na szczęście nie doszło" - wspomina B. Waligóra. "Nie
przyjąłem propozycji, bo wiedziałem , że spółka ma zadłużenia. W pewnych
sprawach jestem konsekwentny i bezwględny. Natomiast w bezpośrednich
rozmowach z prezesem Wesołowskim wyczuwałem, że facet nie zna się na
sporcie. Dla mnie był on niepoważny. A ja - powtarzam - o pracę nigdy się nie
ubiegałem" - stwierdził trener Waligóra.
Tymczasem kłopotów w KP Konin nie było końca. Drużyna nie pojechała na mecz
do Gdańska (zdekompletowany skład). W następnych - z Hetmanem Zamość,
w ataku grał bramkarz Paweł Primel, zaś z Górnikiem w Łęcznej zespół
skończył w "8", ponieważ dwóch graczy odniosło kontuzje, a jeden otrzymał
czerwoną kartkę. Gościom należały się jednak słowa uznania, że w takich
okolicznościach dzielnie walczyli do końca. Kto wtenczas przypuszczał, że po roku
(pod nazwą Zawisza SSA) sytuacja się powtórzy? W spotkaniu z Odrą Opole
zadebiutowali wychowankowie Zawiszy Arkadiusz Mazur i Marcin Butor, którzy
zostali wypożyczeni do spółki do końca sezonu. A od meczu z Polonią Bytom,
w kadrze KP Konin figurował eks-zawiszanin Jacek Kot.
Po porażce z Radomskiem, na konferencji prasowej Jacek Pieniążek - w
imieniu kolegów z zespołu - odczytał oświadzenie: "Żyjemy na granicy biedy, a
organizmy mamy już wyeksploatowane graniem meczów co trzy dni w
jedenastu". Kończyła się również cierpliwość kierownictwa Zawiszy. "Wojskowi"
ostrzegali, że jeżeli nie zostaną uregulowane sprawy finansowe, to zakażą
korzystać z obiektów. Dyrektor Bednarek nie mógł skontaktować się z P.
Nowakiem, a A. Wesołowski po wypadku samochodowym (ponoć wybierał się
nad morze, na... wschód słońca) leżał w szpitalu. Tam też udawał, że o
zaległościach wobec zespołu nic mu nie wiadomo. "Myślę, że piłkarze są troszkę
rozwydrzeni przez te huty, gdzie dostawali pieniądze za nic. Żeby chociaż wygrali
jeden mecz z tych wiosennych..." - ubolewał. Przypomnijmy zatem, że pierwszą
wygraną KP Konin odniósł dopiero w 43. kolejce z Jeziorakiem Iława (2:0). A
po wysokiej (3:7) przegranej we Wrocławiu z Polarem, pożegnał się z II ligą.
Fuzja-aluzja z Zawiszą
Od tamtej pory rozpoczęły się rozmowy właścicieli KP Konin z władzami WKS
Zawisza na temat dalszych występów piłkarzy w spółce pod szyldem "Zawisza".
Działacze z ul. Gdańskiej po wielu peturbacjach zezwolili na korzystanie z logo
klubu i nazwy oraz odstąpili zawodników, ale nie definitywnie. Spółka, oprócz
finansowania pierwszego zespołu, zobowiązała się też pomagać IV-ligowemu
Zawiszy. Ale negocjacje pomiędzy stronami w sprawie podpisania stosownych
umów przeciągały się w nieskończoność. Trener Partyński oczekiwał na gwarancje
finansowe, bo podzielił zespół na cztery grupy płatności. Od samych
zawodników, ich zaangażowania miało zależeć, ile zarobią. To były jednak daleko
idące plany.
Na trzy dni przed inauguracyjnym meczem III-ligowym w Janikowie, władze
Zawiszy zakomunikowały, że zrywają ze spółką wszelkie kontrakty, jednocześnie
nakazały opuszczenie wynajmowanych pomieszczeń klubowych. "Kto nie płaci,
ten musi się liczyć z eksmisją. Druga strona nie jest dla nas wiarygodnym
partnerem, skoro nie potrafi uregulować zaległych 18 tysięcy złotych" - oznajmił
dziennikarzom rzecznik prasowy WKS Zawisza płk Krzysztof Gałkowski. Te
argumenty wydawały się śmieszne A. Wesołowskiemu. Jego zdaniem, P. Nowak
lada dzień miał podpisać umowę sponsorską z amerykańską firmą, która
zapewniłaby środki na najbliższe 5 lat. "Jeśli ktoś nie potrafi poczekać z tymi
paroma tysiącami złotych, to trudno. Środki zostaną wykorzystane gdzie indziej..."
- zapewniał prezes.
A to ci humor.
Ale piłkarzom Zawiszy nie było do śmiechu. Wystosowali list otwarty,
adresowany do prezesa klubu, gen. bryg. Zenona Wernera, z prośbą o
ponowne rozpatrzenie współpracy z mającym powstać klubem Zawisza SSA na
bazie (czytaj: pieniędzy) KP Konin. "Do czasu wyjaśnienia wszystkich
spraw natury finansowej, jesteśmy w stanie grać bezpłatnie" -
zadeklarował zespół. Tyle że, na mecze mistrzowskie musiał jeszcze poczekać,
bo zostały one poprzekładane.
Kiedy A. Wesołowski wpłacił zaległe 36 tysięcy złotych (21 tys. wobec WKS i 15
tys. wobec WOSS), doszło do następnych rozmów. Zarząd wojskowego klubu,
mając na uwadze własne możliwości, był przeciwny podejmowaniu decyzji, nie
mających realnego pokrycia finansowego. Jednak 9 sierpnia 2000r. doszło do
pojednania i podpisano kolejną umowę. "Przekazanie kierowania drużyną
seniorów SSA odciąża sekcję piłki nożnej WKS Zawisza od szeregu
problemów związanych z prowadzeniem zespołu ligowego i pozwala
skupić główny wysiłek na szkoleniu 12 zespołów uzdolnionej młodzieży"
- brzmiało stanowisko klubu.
Wojna z PZPN
Dalej trwały jednak przepychanki z PZPN. Najpierw organ prowadzący rozgrywki
III ligi wykluczył z nich Zawiszę, a po paru dniach... wycofał sankcje.
"Wytłumaczyłem ludziom z PZPN, że drużyna musi grać, żeby klub mógł zarabiać
i spłacać zobowiązania" - tłumaczył A. Wesołowski. I 30 sierpnia drużyna zagrała,
wygrała i rozbudziła na krótko apetyty. Bowiem z początkiem września nadeszły
niepomyślne wieści z Warszawy o wykluczeniu Zawiszy SSA ze struktrur PZPN!
Od decyzji Wydziału Dyscypliny, spółka miała prawo się odwołać do
Najwyższej Komisji Odwoławczej. Do czasu rozstrzygnięcie wszelkich kwestii
drużyna mogła jednak grać. W meczu z Astrą pierwszego gola strzelił Piotr
Burlikowski, który później - niczym wspomniany Pieniążek - dbał o interesy
kolegów. Po spotkaniu z Gryfem Wejherowo, w swoim stylu stwierdził: "Jeżeli
kogoś na to nie stać, to niech zwinie interes. Nie możemy iść na zasiłek, bo nie są
płacone za nas podatki, ani składki ZUS". Wątpliwości nasuwało się coraz więcej.
Z utęsknieniem czekano na przyjazd P. Nowaka. Po kilku próbach "Express"
skontaktował się z kapitanem Chicago Fire. "Zrobię wszystko, żeby NKO - mając
na uwadze dobro drużyny - podjęło pozytywną decyzję odnośnie przyszłości
Zawiszy. Nie pozwolę, żeby moje ciężko zarobione pieniądze zostały źle
spożytkowane" - stwierdził. Z chwilą pojawienia się P. Nowaka w Bydgoszczy,
nikt chyba nie wierzył w upadek spółki... NKO tymczasem odroczyła wydanie
orzeczenia do czasu otrzymania wszystkich niezbędnych dokumentów. A Jerzy
Piasecki, szef firmy Sollo Ltd. z Lubstowa, dodał: "Moje udziały w spółce zostały
sfałszowane. Nie jest prawdą, że Nowak jest jedynym w niej udziałowcem.
Posiadam jeszcze 9 procent akcji". Natomiast przewodniczący NKO Eugeniusz
Stanek oświadczył, że "Nowak zobowiązał się do przedstawienia planu
naprawczego, chociaż może nie być do końca zorientowany o rozmiarach
zaległości wobec wierzycieli".
Kolejka oszukanych
O należne pieniądze coraz mocniej zaczęli się dopominać Jarosław Kotas i
Jarosław Araszkiewicz, trener i zawodnik byłego Aluminium. Z pełnomocnikiem
"Arasia" A. Wesołowski doszedł do porozumienia, ale z J. Kotasem doszło do
sprzeczki w gmachu PZPN. Dziennikarz "Expressu" był świadkiem, jak były trener
Alumiunium... ciągnął Wesołowskiego za uszy. Ba, chciał nawet go zrzucić z
pięknych schodów przy ul. Miodowej. Kotas groził, że wystosuje list do "Piłki
Nożnej". I dopiął celu. W artykule "Polegać jak na Nowaku" ujawnił m.in. kulisy
swojej pracy w Koninie.
"Dwukrotnie byłem przesłuchiwany przez policję w Koninie, bo sprawą zajęła się
prokurator - powiedział "Expressowi" - Wątpie, czy Nowak do mnie się jeszcze
odezwie. Piłkarzom z Wybrzeża i mnie, którzy grali w Koninie, jest winien wraz z
odsetkami około 6 miliardów starych złotych. Chłopacy są zdeterminowani do tego
stopnia, że chcą wynając firmę, która zajmuje się ściąganiem długów..." - dodał J.
Kotas.
I tak zaczyna się kolejka... oszukanych. Nasi rozmówcy nie mogą zrozumieć
postępowania byłego reprezentanta Polski. "Do tej pory Nowak zalega mi z
płatnościami - opowiada D. Durda. - Kiedy przyjedżał , mówiłem: Piotr gadaj o
konkretach. A on zaczął snuć opowieści o zawodowym klubie, sztucznych
boiskach, o dmuchanych namiotach. Myślałem, że wszystko zostanie pukładane,
jak choćby za moich czasów. A tu takie numery, że ludziom powypadałaby z
głowy resztki włosów..."
Fantasta Wesołowski
Artur Wesołowski tytułował się Prezesem Zarządu. Wokół jego osoby pozostało
najwięcej kontrowersji. Tylko sobie znanymi sposobami ciągnął ten wózek przez
kilkanaście miesięcy. Ilu w tym czasie zdołał oszukać osób, trudno zliczyć.
Wszyscy mu zawierzyli, niektórzy ufają do dziś. Swojemu kompanowi P.
Nowakowi niewiele mówił.
"Widziałem w swoim życiu już wiele rzeczy, ale takiego matacza nie spotkałem -
wspomina byłego prezesa K. Drzewiecki. - Na przykład mi zarzucił brak
operatywności, bo nie mogłem wszystkich spraw załatwić na kredyt. Kiedy Nowak
nie przesyłał ze Stanów pieniędzy tłumaczył, że jest za niski pułap chmur.
Pewnego dnia zażyczył sobie w gabinecie centralkę telefoniczną, za którą do
dzisiaj nie zapłacił. Mawiał, że trzeba ludźmi trochę kręcić".
Jarosław Nowicki, właściciel sklepu "Eurogol", zarazem wielki sympatyk
Zawiszy, przekazał dla drużyny stroje. Oczywiście...za darmo. "Chciałem pomóc
przede wszystkim piłkarzom. Wierzyliśmy, że klub się odrodzi. Nowak przestał
się jednak odzywać, a Wesołowski obiecywał, że odda pieniądze ze swojej
kieszeni. No i czekam..."
Szefów spółki niemile wspomina również Tomasz Woźniak, właściciel klubu
"Mega". "Nie ukrywam, że pożyczałem im pieniądze na bieżącą działalność i
trochę mi wiszą. Mam na szczęście z czego żyć i nie będę się procesował.
Wydawało mi się jednak, że ci panowie są poważni. Nowak był moim dobrym
kolegą. Pewnego razu, zamiast długu, chciałem wykupić kartę piłkarza Arkadiusza
Woźniaka. Mam kontakty w Hamburgu, to pewnie bym go sprzedał. Ale Zawisza
zażądał za niego dużą kwotę i sprawa ucichła" - powiedział "Expressowi" T.
Woźniak.
Rządy Partyńskiego
Po wyjaśnieniu spornych kwestii w PZPN, piłkarze Zawiszy SSA przystąpili do
rundy wiosennej. Kierownikiem był już... nieznany wcześniej nikomu Ryszard
Mizak (o nim też krążą legendy, a piłkarze kręcą tylko głowami).
P. Nowak, choć obiecywał, że będzie uczestniczył w obozie przygotowawczym z
zespołem L. Partyńskiego, do Polski nie dotarł. Od tamtej pory słuch po nim
zaginął...
Nieoczekiwanie - dla szefów spółki - wspólnego języka z trenerem L. Partyńskim i
kierownikiem R. Mizakiem, nie mogli znaleźć zawodnicy. Dochodziło do częstych
konfliktów. W trakcie zgrupowania w Błażejewku, piłkarze musieli uciekać z obiektu
tylnym wejściem, bo właściciel pensjonatu zażądał należnej gotówki. Odejście
Partyńskiego wydawało się tylko kwestią czasu.
Nie zamierzał już dłużej tego
firmować. Ale Nowaka krytykował delikatnie. Nadal jest przekonany, że "dobry
wujek z Ameryki" przyjedzie do Poznania, aby się z nim rozliczyć. "W spółce
zawsze pokornie czekaliśmy na pieniądze. Zawodnicy za pseudorobotę
otrzymali trochę grosza, a my z Ryśkiem prawie nic. Ciągle się komuś wydawało,
że właściciel przesyła nam wielkie kwoty, lecz to się mija z prawdą. Wierzę jednak,
że Nowak rozliczy się ze mną za te osiem miesięcy..." - powiedział nam L.
Partyński, obecnie prowadzący IV-ligowego Huragana Pobiedziska. W
Bydgoszczy pałeczkę przejął po nim Stefan Guzek. Powoli odsuwał się jednak
R. Mizak. Aż w końcu nowy szkoleniowiec pozostał sam na sam z drużyną.
Gdyby nie pomoc działaczy Zawiszy, zespół zostałby z pewnością wycofany z
rozgrywek. "Czasem nie spałem po nocach, bo z tymi chłopakami mogłem
czegoś dokonać" - zwierzał się S. Guzek, który bardzo przywiązał się do drużyny.
Dodajmy, że z uwagi na udział w meczach nieuprawnionych zawodników, Wydział
Gier i Ewidencji Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej odebrał Zawiszy
wiele punktów, a rywalom przyznał... 20 walkowerów. W tej sytuacji drużyna nie
mogła uniknąć degradacji.
Rozwiane nadzieje?
Na większą opowieść o Sportowej Spółce Akcyjnej musielibyśmy poświęcić
wszystkie sportowe łamy. Tymczasem P. Nowak - w wywiadzie udzielonym
katowickiemu "Sportowi" - uważa, że mocno rozczarował się ludźmi, z którymi
współpracował. "Nie zrezygnował jednak z inwestycji w polski futbol, czy
konkretnie w Zawiszę. We wrześniu przyjadę do Polski i porozmawiamy bardziej
konkretnie. Na razie skupiam się na grze w Chicago..." - stwierdził. Kto jednak
uwierzy w te słowa?
Chociaż WKS Zawisza nie przedłużył umowy ze SSA Zawisza, która
prawdopodobnie przestanie istnieć, dla piłkarzy z ul. Gdańskiej pojawiła się kolejna
alternatywa i okazja do występów w III lidze. Otóż wstępną propozycję odnośnie
połączenia seniorów złożył lokalny partner, czyli Chemik. Jeśli i ten pomysł nie
wypali, to - jak mówią znawcy tematu - w Zawiszy piłki już nie będzie na długie
lata...
(edited)
za dużo czytania
ale sam znalazłem coś takiego:
"Zasportowe interesy w Polsce wziął się dwa lata temu. Przejął wtedy będący na pierwszym miejscu w II lidze zespół Aluminium Konin. Po pół roku, na zakończenie sezonu, Aluminium było już w środku tabeli, a na półmetku następnego sezonu, jesienią 1999 roku, koninianie stoczyli się na ostatnie miejsce. Nowak nie płacił za użytkowanie stadionu, piłkarze trenowali w lesie, a zamiast szatni mieli samochodowe bagażniki.
W styczniu 2000 roku Nowak przeniósł II-ligowy jeszcze KP Konin do Bydgoszczy. Piłkarze grali na stadionie Zawiszy, a wyczyny tego zespołu rozbawiły całą Polskę. W KP było za mało zawodników, więc zdarzało się, że bramkarz musiał grać w ataku."
ale sam znalazłem coś takiego:
"Zasportowe interesy w Polsce wziął się dwa lata temu. Przejął wtedy będący na pierwszym miejscu w II lidze zespół Aluminium Konin. Po pół roku, na zakończenie sezonu, Aluminium było już w środku tabeli, a na półmetku następnego sezonu, jesienią 1999 roku, koninianie stoczyli się na ostatnie miejsce. Nowak nie płacił za użytkowanie stadionu, piłkarze trenowali w lesie, a zamiast szatni mieli samochodowe bagażniki.
W styczniu 2000 roku Nowak przeniósł II-ligowy jeszcze KP Konin do Bydgoszczy. Piłkarze grali na stadionie Zawiszy, a wyczyny tego zespołu rozbawiły całą Polskę. W KP było za mało zawodników, więc zdarzało się, że bramkarz musiał grać w ataku."