Azərbaycan dili Bahasa Indonesia Bosanski Català Čeština Dansk Deutsch Eesti English Español Français Galego Hrvatski Italiano Latviešu Lietuvių Magyar Malti Mакедонски Nederlands Norsk Polski Português Português BR Românã Slovenčina Srpski Suomi Svenska Tiếng Việt Türkçe Ελληνικά Български Русский Українська Հայերեն ქართული ენა 中文
Subpage under development, new version coming soon!

Subject: »Arka Gdynia

2007-06-15 13:04:34
niewiadomo czy nasza areczka spadnie ma byc jakis posiedzenie i bedzie wtedy wiadomo.
2007-06-15 15:08:43
Arka Gdynia K**** Świnia
2007-06-15 15:47:54
to są tylko nasze marzenia...

PZPN nie zmieni decyzji...
2007-06-15 16:19:56
juz ci sie ban skonczyl,chyba powinienes dostac wiekszego.gdzie jest gora??????,do gazu z nim
(edited)
2007-06-15 18:16:39
ja tam wole zebysmy spadli... zamknie to usta krzykacza, Stawowy bedzie miale spokojny czas na zbudowanie zespolu, beda derby z tynkarzami.. no i bedziemy mogli sie domagac karania za korupcje reszty towarzystwa..
2007-06-16 17:46:32
dokładnie...

a za rok wrócimy...

jednak dalej nie dokończe (niczym Megafon) bo bana dostane :P
2007-06-19 15:55:38
tylko ARKA GDYNIA!...
2007-06-19 16:02:59
nie tylko:p
2007-06-19 16:11:22
fakt faktem sedziowie sprzedani ale to ich tylko powinni ukarac :P oni chcieli chajcyk wiec dostali xD
2007-06-19 16:12:37
juz po ptakach,Areczka i tak wroci:)
2007-06-19 16:17:56
sezon w drugiej lidze i znowu beda w ekstraklsie;)...
2007-06-19 16:18:59
Miłość, wiara, walka..


ed: Szybko wracajcie! :)
(edited)
2007-06-20 00:08:18
Piłkarze Arki zanim jeszcze tak na dobre rozpoczną treningi przed nowym sezonem, pojawią się na murawie gdyńskiego stadionu w meczu charytatywnym, a ich rywalem będzie drużyna złożona z gwiazd polskiego futbolu. To spotkanie odbędzie się na stadionie Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji przy ul. Olimpijskiej w niedzielę 24 czerwca o godzinie 18. To będzie, co warto też podkreślić, jedyna możliwość zobaczenia żółto-niebieskich w meczu w Gdyni, przed nowym sezonem 2007/2008.
Organizatorami tego meczu są dwaj piłkarze: Krzysztof Przytuła z Arki oraz wychowanek Polonii Gdańsk, ostatnio piłkarz Górnika Zabrze Jacek Paszulewicz. Dochód ze spotkania, w tym z licytacji koszulek znanych zawodników, którzy zagrają w Gdyni, ma być przeznaczony na operację i rehabilitację 18-letniej Kasi Szwałek ze Świnoujścia.
- Zarówno Krzysiek Przytuła jak i ja spotkaliśmy się z Kasią w Szczecinie u znanego i cenionego w piłkarskim środowisku fizjoterapeuty Zbigniewa Pawłowskiego - mówi Paszulewicz. - Kasia ma uraz kolana, który w istotny sposób ogranicza możliwość wyprostu nogi. Kiedy ją spotkaliśmy była po piątej już operacji, bez nadziei na poprawę stanu zdrowia. Początkowo chcieliśmy jej pomóc we własnym piłkarskim zakresie, robiąc zrzutkę na operację w Wiedniu. Ta zbiórka 19 tysięcy złotych pokazała, że nie wszyscy z piłkarzy wywiązali się ze swoich obietnic, ale Kasia do Wiednia pojechała, bo aż 12 tysięcy wyłożył ze swoich pieniędzy Krzysiek Przytuła.
Niestety operacja w Wiedniu też nie przyniosła oczekiwanych skutków, dlatego Paszulewicz i Przytuła szukają teraz najlepszego specjalisty w Szwajcarii, Niemczech lub USA. Obaj są pełni determinacji, aby Kasi skutecznie pomóc, ale koszty kolejnej operacji, dalszych konsultacji i rehabilitacji będą bardzo wysokie. Licząc na ludzi dobrej woli założyli konto w fundacji, o której można przeczytać w internecie na stronie pod adresem www.kasia.szwalek.pl. Mecz w Gdyni będzie szansą na znaczne zasilenie konta Kasi.
- Zapraszam sympatyków futbolu, bo mecz ma szczytny cel, a zawodnicy, którzy wystąpią na murawie gwarantują dobry poziom gry - przekonuje Paszulewicz.
- Ja też zapraszam sympatyków futbolu na 24 czerwca. Nie chcę się rozwodzić nad swoimi zasługami, ale uważam że wspólnie możemy Kasi pomóc więcej - mówi z kolei Przytuła.
Teraz pora napisać o tym kogo zobaczymy na gdyńskim boisku.
- Wprawdzie moi zawodnicy przystąpią do tego spotkania bezpośrednio po urlopach, pierwszy trening będziemy mieli dopiero dzień później, ale na pewno zagrają wszyscy najlepsi i oczywiście ci, których w najbliższych dniach chcemy do Arki pozyskać - zapewnił trener żółto-niebieskich Wojciech Stawowy.
Trenerem zespołu gwiazd, oficjalna nazwa rywali Arki nie jest jeszcze ustalona, będzie gdynianin, szkoleniowiec mistrzów Polski Zagłębia Lubin Czesław Michniewicz. Będzie miał z kogo wybierać, bo kadra zapowiadanych gwiazd jest doprawdy imponująca. Swój przyjazd do Gdyni zapowiedzieli: Radosław Majdan, Marcin Wasilewski, Maciej Żurawski, Marek Saganowski, Mirosław Szymkowiak, Piotr Włodarczyk, Piotr Reiss, Łukasz Garguła, Marcin Chmiest, Bartosz Ślusarski, Tomasz Frankowski, Robert Kolendowicz, Tomasz Jarzębowski, a człowiekiem do zadań specjalnych ma być Dariusz Michalczewski. Natomiast dyrektorem sportowym tej ekipy ma być Grzegorz Mielcarski. Taka drużyna musi budzić sportowy szacunek i grając nawet na luzie, bez specjalnego przygotowania, potrafi pokazać futbol na wysokim poziomie.
Zatem już teraz warto sobie zarezerwować czas na niedzielę 24 czerwca, aby pomóc Kasi Szwałek i zobaczyć w akcji gwiazdy polskiej piłki.

Oprócz atrakcji czysto sportowych na kibiców czeka również wiele konkursów. Jak są konkursy, to muszą być też nagrody: 3 dwuosobowe wycieczki, 7 dwuosobowych zaproszeń do restauracji La Vita, dwa vouchery do centrum Spa w hotelu Kuracyjnym, dwa vouchery o nominale 200 zł do restauracji w hotelu Admirał w Sopocie, 20 zaproszeń do pizzerii Cookiez w Sopocie, 10 zaproszeń o nominale 50 zł do piwiarni Warka na Skwerze Kościuszki, a także 50 zaproszeń do dyskoteki Jaśkowa Dolina.
2007-06-20 22:53:03
decyzja w sprawie Arki jutro o 1730, a tymczasem smutna wiadomosc

Odeszła legenda Arki
2007-06-20 12:53:56 - Autor: Jarek Kopański

Z głębokim żalem informuję, że w dniu dzisiejszym po długiej chorobie w wieku 59 lat zmarł Zbigniew Bieliński ps. Chico – legenda naszego klubu.
Zbigniew Bieliński – podpora pierwszoligowej Arki. Grał na różnych pozycjach, głównie na środku lub boku obrony. Mimo niewielkiego wzrostu słynął z twardości w grze, nieustępliwości i ambicji. W żółto – niebieskim stroju rozegrał 397 meczów – więcej niż jakikolwiek inny Arkowiec w historii. W ekstraklasie wystąpił aż 190 razy – to też absolutny rekord. W Arce spędził 15 sezonów. Reprezentant Polski juniorów, współautor dwóch awansów do pierwszej ligi, uczestnik dwumeczu z Beroe w ramach PEZP. Człowiek – legenda Arki.
2007-06-20 23:01:01
Wspomnienie o Zbyszku Bielińskim
2007-06-20 22:22:11 - Autor: Jarek Kopański

Gdy w 1966 roku po raz pierwszy trafił do Arki, nikt nie przypuszczał, że ten niewysoki zawodnik, stanie się największą legendą klubu z Ejsmonda. Był zawsze w cieniu, nie pchał się przed szereg, jego gra nie zawsze była właściwie doceniona, ale zawsze można było na niego liczyć. Był prawdziwą podporą Arki, zarówno w dobie sukcesów, jak i w chwilach sportowego kryzysu. Arkowiec z krwi i kości, Zbigniew Bieliński.
Rekordzista
W żółto – niebieskim stroju rozegrał 397 meczów – więcej niż jakikolwiek inny „arkowiec” w historii. W ekstraklasie wystąpił aż 190 razy – to też absolutny rekord. W Arce spędził aż 15 sezonów – pokażcie mi zawodnika, który tak długo wierny jest lub był jednemu klubowi. Do Zbigniewa Bielińskiego należy też jeszcze jeden klubowy rekord. Był on jedynym… bramkarzem w barwach Arki, który nie dał sobie strzelić bramki. Ale o tym wydarzeniu w dalszej części naszej opowieści o piłkarzu, który ponad wszystko cenił przywiązanie do barw klubowych.

W 1966 roku Arka grała w drugiej lidze. Trener Grzegorz Polakow wypożyczył Bielińskiego z Floty Gdynia na trzy ostatnie mecze sezonu. Zadebiutował w remisowym meczu wyjazdowym z Unią Racibórz. Po krótkim epizodzie w Arce wrócił do swojego macierzystego klubu. W wojskowym klubie mógł odbyć obowiązkową służbę wojskową. Zanim jednak zdążył kopnąć piłkę, trafił do obozu dla rekrutów w Ustce.

- O grze w piłkę mogłem tylko pomarzyć. Taki obóz to najgorszy okres w życiu żołnierza. Człowiek nie wie, że jest człowiekiem. Panowała tam pruska dyscyplina, karano nas za wszystko, gnoili nas strasznie. Obóz trwał 8 tygodni. Potem wróciłem do Floty, gdzie grałem i trenowałem – wspomina Zbigniew Bieliński.

Okazało się, że Arka o nim nie zapomniała. Przez ponad dwa lata był starannie obserwowany przez trenera Grzegorza Polakowa. W 1969 roku Arka zdecydowała się na transfer. Kluby szybko się dogadały odnośnie ceny.
Transfer za korkotrampki
Pan Zbyszek poszedł za 13 par korkotrampków. Takie buty były w tamtych czasach na wagę złota, dla biednej Floty okazały się bardziej przydatne niż ewentualne pieniądze. Transfer został dokonany w bardzo dobrym momencie. Arka grała w drugiej lidze i cieszyła się dużą sympatią okręgowych władz.

- Arka była wtedy najlepszą drużyną, z szansami na awans. Piłkarskie władze w okręgu zrobiły wtedy sprytny manewr. Bez zbędnych formalności do Arki zatwierdzono najlepszych zawodników z innych wybrzeżowych klubów. Mniej więcej w tym samym czasie do Arki trafili tacy zawodnicy, jak Burzyński, Rajski, Strzelecki, Zbyszek Żemojtela, Włodek Żemojtela, Tandecki, Dybicz. Potem klub dokupił braci Kupcewiczów i Herisza. Oczywiście wszystko dobywało się za zgodą zawodników i zainteresowanych klubów, które za swoich piłkarzy dostawały ekwiwalent. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę, którą prowadził trener Polakow. Nie było nam lekko. Trener potrafił przygotować zespół pod względem kondycyjnym i motorycznym, słynęliśmy z wydolności, wiele bramek strzelaliśmy rywalom w końcówkach, gdy oni już się słaniali na nogach – opowiada nasz bohater.

Trener Polakow ustawiał go na boku obrony, jak i w pomocy. Na każdej pozycji radził sobie znakomicie a z powierzonych zadań wywiązywał się bez zarzutu. Arka cały czas pukała do bram ekstraklasy, ale zawsze czegoś brakowało.

- Każdy sezon rozpoczynaliśmy i kończyliśmy tak samo. Najpierw wielkie optymizm i wielkie nadzieje, na koniec smutek, żal i rozczarowanie. Najbardziej przeżyłem niepowodzenie w 1972 roku. Przegraliśmy bardzo ważny, przełomowy mecz u siebie z Lechem Poznań, naszym rywalem do awansu. Przy stanie 0:0 Tadziu Motowidło nie wykorzystał rzutu karnego. Tak się tym podłamaliśmy, że Lech łatwo strzelił dwa gole i było po meczu. Na mieście doszło do rozruchów. Potem przegraliśmy jeszcze z Górnikiem Wałbrzych i marzenia o awansie prysły jak bańka mydlana. Nie wiem dlaczego tak się działo. Warunki mieliśmy naprawdę dobre. Był skład, były pieniądze. Wypłaty otrzymywaliśmy zawsze w terminie, był motywacyjny regulamin. Pensje mieliśmy niezbyt wysokie, ale za to były duże premie. Zawsze nam mówiono, że pieniądze leżą na boisku, trzeba je tylko podnieść. My je podnosiliśmy, ale tylko do czasu.
Awans i śląska spółdzielnia
Wszystko zmieniło się w sezonie 1973/1974. Trenerem Arki był już Jerzy Słaboszowski. Gdynianie toczyli zażarty bój o jedno miejsce dające awans do ekstraklasy z Motorem Lublin i Widzewem Łódź. Przez cały sezon lider tabeli zmieniał się kilkakrotnie. Zbigniew Bieliński był autorem niezwykle ważnego gola, jednego z najważniejszych w całych rozgrywkach. Zdobył go w meczu derbowym z Bałtykiem Gdynia, wygranym przez Arkę 1:0. Dzięki temu gdynianie awansowali na pierwsze miejsce w tabeli, którego nie oddali już do końca rozgrywek.

Pierwszy sezon w ekstraklasie rozbudził wielkie nadzieje wśród kibiców. Do klubu sprowadzono między innymi braci Kupcewiczów, Stefana Herisza i Andrzeja Karczmarka. Wzmocnienia jednak nic nie dały. Arka zapłaciła frycowe i spadła z ligi.

- Ligą rządził wtedy Śląsk. Na 16 zespołów aż 8 było ze Śląska. Mówiło się, że kogo chcą, to wsadzą na mistrza, a kogo chcą spuścić z ligi, to spuszczą. Na koniec rozgrywek 6 ostatnich zespołów miało taką samą liczbę punktów. Zrobili minitabelkę i okazało się, że Arka spada – mówi Zbigniew Bieliński.

Po spadku działacze podjęli ryzykowną decyzję. Chcąc zatrzymać piłkarzy i ponownie walczyć o awans zaproponowali im takie same warunki finansowe jak w ekstraklasie. Nie wszyscy skorzystali z takiej oferty. Z Arki odeszli Herisz, Burzyński, Rajski, Tłokiński, Mięciel. Na ich miejsce pozyskano Stefana Klińskiego, Wiesława Kwiatkowskiego i Zbigniewa Pisulę. Zmienił się też trener. Jerzego Słaboszowskiego zastąpił Stefan Żywotko. Mimo zmian kadrowych Arka pewnie wywalczyła awans.

- Przełomowy był mecz derbowy z Lechią przy Ejsmonda. Było to spotkanie dwóch bezpośrednich kandydatów do awansu. Kibiców przyszło tyle, że szpilki nawet nie można było włożyć. Pamiętam, że walka była bardzo zacięta. Raz my przeważaliśmy, raz Lechia. Ale wynik bezbramkowy utrzymywał się prawie do samego końca. W końcu w 83 minucie bramkę dla nas zdobył Andrzej Szybalski i wygraliśmy 1:0. Zwiększyliśmy też przewagę nad Lechią do 3 punktów. Już wtedy wiedzieliśmy, że nic nie jest nam w stanie odebrać awansu. (wlasnie od tego meczu Arka ma kose z Lechia -przyp. Lubana)

W pierwszej lidze różnie nam się wiodło, byliśmy raczej typowym średniakiem.
Ejsmond Park
Zbigniew Bieliński był podporą pierwszoligowej Arki. Grał na różnych pozycjach, głównie na środku lub na boku obrony. Mimo niewielkiego wzrostu słynął z twardości w grze, nieustępliwości i ambicji. Był boiskowym twardzielem, przed żadnym rywalem nie pękał. Toczył niezapomniane pojedynki z gwiazdami polskiej piłki.

- Na mecze w ekstraklasie nie trzeba było się specjalnie mobilizować. Szczególnie na te w Gdyni. Gryźliśmy trawę, nikt nie odstawiał nogi. Na naszym stadionie ciężko było rywalom wygrać. Panowała opinia, że stadion przy Ejsmonda to twierdza nie do zdobycia nawet dla renomowanych ekip. O tym stadionie mówiło się też, że jest z gumy, że przyjmie każdą ilość kibiców. 15 tysięcy proszę bardzo, 26 tysięcy na meczu z Beroe Stara Zagora, też nie ma problemu – wspomina Zbigniew Bieliński.

Gdy mówi o stadionie w jego głosie łatwo wyczuć wzruszenie.

- Szkoda, że nie ma już naszego Ejsmond Park. Bardzo mnie serce bolało, gdy go likwidowali. Tyle pięknych wspomnień, tak wielka i bogata tradycja. Często chodzimy tam z żoną na spacery. Patrzę na dawną „górkę” i oczami wyobraźni widzę naszych fantastycznych kibiców, którzy nawet, gdy zdarzało nam się przegrać, bili brawo i nas wspierali. Ten stadion miał w sobie coś takiego magicznego, miał „ducha”. Czuliśmy się tam jak w domu. Potrafiliśmy przyjść na stadion na dwie godziny przed treningiem. Po treningach też często długo zostawaliśmy. Nasze dzieci się tam wychowywały.

Stadion przy Ejsmonda był świadkiem wielu wspaniałych meczów. Wiele z nich Zbigniew Bieliński ma świeżo w pamięci.

- Półfinał Pucharu Polski. Przyjechały do nas faworyzowane Szombierki Bytom ze słynnym Ogazą. Palnęliśmy ich trójeczką, co dało nam awans do pamiętnego finału z Wisłą. Był to jeden z moich najlepszych meczów w Arce. Pamiętam też rok 1974 i inauguracja ekstraklasy przy Ejsmonda. Gościliśmy ŁKS Łódź ze słynnym Tomaszewskim, który dopiero co zatrzymał Anglię. Piłki po strzale Zbyszka Kupcewicza jednak nie był w stanie zatrzymać. No i niezapomniany mecz Pucharu Zdobywców Pucharów z Beroe Stara Zagora. Zapłaciliśmy frycowe. Prowadziliśmy 3:1 i trzeba było się cofnąć. A my rzuciliśmy się do ataku, chcieliśmy dobić Bułgarów i dostaliśmy bramkę na 3:2. W rewanżu działy się cuda, sędzia nie reagował na faule i spalone Bułgarów. Przegraliśmy 0:2 i odpadliśmy.

Jest jeszcze jeden mecz, o którym warto wspomnieć. W 1972 roku Arka grała z Zawiszą Bydgoszcz. Gdyński bramkarz, Stanisław Burzyński, nie był w najwyższej formie. Po przepuszczonym strzale z 30 metrów trener Słaboszowski dokonał zmiany. Za Burzyńskiego wszedł Żemojtel, ale szybko doznał kontuzji. Z konieczności w bramce stanął Zbigniew Bieliński. Spisywał się znakomicie, przez 70 minut nie wpuścił bramki.
Mecz o życie
W 1982 roku nastąpił koniec przygody z Arką. Byłe jeszcze w klubie asystentem trenerów Iżyńskiego i Trywiańskiego. Następnie samodzielnie trenował A-klasową Nautę Gdynia. Po wprowadzeniu zespołu do okręgówki zespół został rozwiązany. Z przyczyn finansowych. W Stoczni Nauta zatrudniony jest do dzisiaj. Do dzisiaj też chodzi na mecze Arki, kibicuje swoim młodszym kolegom. Mimo, że w piłkę już nie gra, to od dłuższego czasu toczy bardzo ważny mecz. Mecz o własne życie. Przeciwnik jest wyjątkowo złośliwy. Nowotwór.

- Twardy jestem, w sporcie się nie dałem, teraz też się nie dam – z uśmiechem na ustach mówił Zbigniew Bieliński. Dla przyjaciół „Chico”.

Pan Zbyszek walczył bardzo dzielnie. Mimo ciężkiej choroby optymistycznie podchodził do życia, snuł plany na przyszłość. Jeszcze niedawno tryskał humorem podczas turnieju Arka Gdynia Cup a kiedy ostatni raz odwiedzałem go w szpitalu cała rozmowa skupiła się na ukochanej Arce. Był pewien, że jeszcze długo będzie mógł się emocjonować meczami z udziałem żółto - niebieskich. Trzeba było "tylko" pokonać własnego przeciwnika. Niestety, tej trudnej walki nie udało się wygrać. W środowy poranek serce stanęło, ale dla nas jego legenda będzie zawsze żywa.

Spoczywaj w pokoju.
2007-06-21 16:48:52
o 17 30 tez ma byc decyzja o podtrzymaniu albo umozeniu decyzji czy gracie w 1 2 lidze ?