Subpage under development, new version coming soon!
Subject: Zagłębie Sosnowiec
dla mnie to nikt wielki, tylko kolejni przeciętni piłkarze :)
heh w Sosnowcu nie ma lepszych a do naszych klubów gwiazdy nie przyjdą:D
ja nie pisze że mamy lepszych tylko że żadne tam wzmocnienia ino uzupelnienia :P
A co do gwiazd to trzeba ich samemu wykreować anie podkupować od innych bo często się tak wypalają :)
A co do gwiazd to trzeba ich samemu wykreować anie podkupować od innych bo często się tak wypalają :)
na pewno ale to i tak drewnaik bo on szybkości wcale nie ma ;p
ale mamy Bulgara teraz :D
ale mamy Bulgara teraz :D
Co tam Panowie Orzeszek wrucił z Wigan
Ponoć ma nową koncepcje na gre zagłębia i bedzie się wzorował na angielskiej grze :P
Ponoć ma nową koncepcje na gre zagłębia i bedzie się wzorował na angielskiej grze :P
Co tam Panowie Orzeszek wrucił z Wigan
Ponoć ma nową koncepcje na gre zagłębia i bedzie się wzorował na angielskiej grze :P
Ponoć ma nową koncepcje na gre zagłębia i bedzie się wzorował na angielskiej grze :P
Co tam Panowie Orzeszek wrucił z Wigan
Ponoć ma nową koncepcje na gre zagłębia i bedzie się wzorował na angielskiej grze :P
Ponoć ma nową koncepcje na gre zagłębia i bedzie się wzorował na angielskiej grze :P
Jak Piast, Zagłębie i Śląsk ustawiali III lige! [szok]
Co Śląsk kupił w Zielonej Górze?
Napisał Roman Zieliński
Ostatnio w „Fakcie” pojawiła się informacja, że w sezonie 2003/04 Śląsk zakupił mecz w Zielonej Górze. Też nowość. Czy kupił, czy nie, tego nie wiemy. Nawet nie wiemy, czy mecz „został załatwiony”. Natomiast wiemy, ze sędziemu bardzo zależało na tym, żeby Śląsk zwyciężył.
Wielu internautów twierdzi, ze „Fakt” to pisemko o niskiej wiarygodności, nastawione na tanią sensację. Zgadza się. Tyle, że akurat pismaki z „Faktu” jeśli chodzi o aferę w polskim futbolu są osobami szczególnie dobrze poinformowanymi. Wrocławska prokuratura, jeśli tylko chce coś wywlec na światło dzienne, używa do osiągnięcia swoich celów dziennikarzy tegoż pisma. Prokuratorzy i dziennikarze „Faktu” są w kontakcie, często to właśnie spółka Lewandowski & Guz wiedzą szybciej niż sami zainteresowani (tzn. ci, którzy na dniach mają zostać zatrzymani). Przypadek sędziego Piotra Aleksandrowicza z Radomia, którego zgarnięto tuż po meczu Śląsk – Pelikan Łowicz 3 sierpnia prosto spod prysznica był znamienny. Spółka Lewandowski & Guz kręciła się wokół arbitrów jeszcze przed meczem. Prawdę powiedziawszy to kręcenie się intrygowało mnie, lecz sądziłem, że chodzi o „skręcenie” meczu Śląsk – Pelikan, że mieli jakiś przeciek i „wąchali” temat. To tylko jeden z przykładów, który potwierdza szeroki wachlarz wiedzy pismaków „Faktu” o zaawansowaniu śledztwa w sprawie futbolowej korupcji. Znam tych przykładów sporo więcej.
Piękna polska jesień: wstęp
Dobra, wracamy do głównego wątku interesującego nas tematu. Musimy się cofnąć do jesieni 2003. Śląsk właśnie spadł do III ligi. Stery w klubie objął Grzegorz schetyna. Na co dzień szefostwo miał sprawować Dariusz Pszczołowski.
Śląsk pozostał Śląskiem, chociaż w głowach co niektórych roiła się fuzja z Polarem, który występował wówczas w II lidze. Jednym z inicjatorów owej fuzji był właśnie nowy wódz. Dla niego takie pierdoły jak fuzje nie miały najmniejszego znaczenia, zrobiłby Śląsk – Polar, po tygodniu Polar by wycięto (kogo tak naprawdę obchodzi Polar?), w II lidze grałby nowy twór o nazwie Śląsk. Coś tam się Grzesiowi nie udało i musiał się męczyć od III ligi.
Poza tym musiał skompletować nową drużyną, większość z tych wiernych i oddanych graczy, których prowadził genialny trener Marian Putyra zniknęła. Choć to oni swymi genialnymi występami doprowadzili Śląsk do III ligi
Celem Śląska był oczywiście awans na zaplecze ekstraklasy. Tymczasem w tej samej III grupie III ligi było Zagłębie Sosnowiec.
Znajomi z Sosnowca twierdzili wprost, bez zakłamania:
- Nie liczcie że w tym roku u nas czegoś nie dopatrzą. Dostali nauczkę (wcześniej, w sezonie 02/03 przy pomocy sędziów i układów awansował Piast Gliwice). Dlatego co najwyżej możecie grać o miejsce barażowe.
Faktycznie tak było. Ale o tym za chwilę.
Czy Śląsk będzie silny? To pokazały pierwsze mecze. Najpierw wyjazd do Kietrza i remis 2-2 co było niezłym prognostykiem. Ale nie rewelacyjnym. Tu sędziowie (Pertyński z Kielc) nie przeszkadzali, ale i nie pomagali. Ale już drugi mecz zwrócił uwagę na klub z Wrocławia. 5-0 z Górnikiem MK Katowice robiło wrażenie.
Następnie wygrana w Głogowie (2-0), a potem gol Kosztowniaka w 90. minucie meczu z Ruchem Radzionków. Po tej serii wszyscy już wiedzieli, że zapowiedzi Śląska o marszu do II ligi to nie czcza przechwałki. Zaczął się wrzesień, skończyły się żarty. Przyszedł mecz na Górnym Śląsku. Tam najłatwiej było Śląsk przerobić w bambuko, wszakże rozgrywkami naszej III ligi kierował katowicki OZPN z Marianem Duszą, ustawiającym obsady sędziowskie. To on był „pilotem” Zagłębia. Do momentu jego zatrzymania przez policje było jeszcze wiele czasu.
W Katowicach z Rozwojem do przerwy Śląsk prowadził 1-0, sędzia Grzegorz Dubiel z Krakowa nie robił sobie jaj. Ale w czasie pauzy w głowie arbitra coś się zmieniło. Nagle zaczął operować czerwonymi kartkami (55 minuta Krzysztof Szewczyk), dostrzegać urojone spalone po stronie wrocławskiej, nie wiedzieć ich po stronie Rozwoju. Pilnował rezultatu do końca, dając drugą czerwoną kartkę Andrzejowi Ignasiakowi tuż przed ostatnim gwizdkiem.
To nie Rozwój był zainteresowany postawą arbitra, nie Rozwój.
Czas leciał. Kolejne spotkanie w lidze to mecz z Zagłębiem Sosnowiec. A więc mecz na szczycie tabeli. Arbiter Zwierz z Warszawy Zagłębiu nie sprzyjał. Przynajmniej nie na tyle, żeby móc mu pomóc. Zagłębie zostało zrobione w konia, jednak raczej nie za „pomocą” arbitra. Śląsk zrobił manewr z murawą. Tuż przed spotkaniem przy pięknej pogodzie została ona sztucznie zroszona. Naciśnięcie kilku guzików spowodowało, że gracze Śląska mieli odpowiednie obuwie, a goście ślizgali się jak na łyżwach. Nie przewidzieli takiego obrotu sprawy, nie mieli z sobą takiego obuwia. Śląsk wygrał bezapelacyjnie 3-0, była to pierwsza strata punktów dla sosnowiczan, którzy na dobre zrozumieli, że to nie żarty. Zagłębie miało 15 oczek, Śląsk 13. Teoretycznie liczyła się jeszcze Odra Opole (12), ale tylko teoretycznie.
Dla forowanej ekipy z Sosnowca informacja była istotna: WKS nie odpuści. Zatem trzeba było działać dwudrogowo, zapewniać punkty sobie i powodować straty rywali. Postanowiono działać natychmiast. Już w następnej kolejce arbiter Czentoryski z Gorzowa miał skręcić Śląsk. Ale w Czarnowąsach miejscowa Swornica musiałaby chyba grać w 15, żeby mieć jakiekolwiek szanse na równorzędną walkę z rozpędzonym Śląskiem. Arbiter mimo obecności kamer telewizyjnych był upierdliwy. Karny z kapelusza dla Swornicy pozwolił zmniejszyć rozmiary przegranej z 0-2 na 1-2. Gdy Wróbel a potem Sztylka zdobyli kolejne dwa gole dla wrocławian, arbiter odpuścił. I skończyło się na 7-2.
Jak osądzać remis z Polonią Bytom na Oporowskiej – nie wiem. Arbiter z Opola (Derej) nie łoił na chama ani w jedną, ani w drugą stronę.
Natomiast w następnej kolejce znów pojawia się nazwisko sędziego z Warszawy. Tym razem był to Wróbel. Jakoś arbitrzy ze stolicy lubili Śląsk i WKS po ciężkim meczu wywiózł komplet punktów z Zabrza od tamtejszej Walki. Czerwona kartka obrońcy miejscowych Berezowskiego w 12 minucie pomogła wrocławianom. Ręka na polu karnym była niewątpliwa, ale zagranie gracza z Zabrza było sprytne. Jak ktoś nie chciał, to nie musiał widzieć.
Kolejny mecz i kolejny arbiter z Warszawy. Tym razem Rogulski sędziował Śląskowi w Legnicy i Śląsk pokonał Miedziankę 1-0 po golu Kosztowniaka. Gdy Śląsk ogrywał Miedź, Zagłębie grało w Opolu. Ile jobów zebrał arbiter, tego nie sposób było zliczyć, lecz cel został osiągnięty: goście wygrali 1-0.
Na Oporowskiej z Carbo Gliwice Trofimiec z Kielc niczego nie wywinął i po 3 bramkach Wielgusa do przerwy było wszystko jasne.
Piękna polska jesień: Zielona Góra
I przyszła sobota 25 października. Mecz w Zielonej Górze, arbiter Siciński z Opola była Śląskowi nader przychylny. Że tak jest widać było już po pół godzinie gry, choć właśnie chwile później (przy stanie 2-0 dla WKS po bramkach Małeckiego) pokazał na „wapno” dla miejscowych. Janukiewicz nie zdołał obronić i zrobiło się tylko 2-1. Trochę przypadkowy gol Kosztowniaka przed samą przerwą zdawał się kończyć sprawę definitywnie.
- Żeby przypadkiem w przerwie nie doszli do wniosku, że już wygrali – stwierdziłem przed drugą połową. Okazało się, że mam nosa. Nasze orły wyszły na murawę kompletnie zdekoncentrowane. I zrobiło się 3-2 (Sawicki w 65 min.) a następnie 3-3 (Cal, 79). Nie dość tego, do momentu straty 3 bramki Śląsk grał fatalnie. Miejscowi byli lepsi. Dopiero przy remisie nasi zaczęli szybko biegać, ostro walczyć. Ale czasu było mało. Wówczas klasę wykazał arbiter. Czerwona kartka dla zawodnika Lecha w 88 minucie, (tak się wówczas nazywał klub z Zielonej Góry), wyjątkowo długie przedłużenie meczu, aż wreszcie sytuacja w 95. minucie, która pozwalała pokazać „wapno” dla Śląska. I arbiter je pokazał. Jedenastkę wykorzystał Sasin a połowa publiki, czyli 150 osób z Wrocławia szalało ze szczęścia. Bo Śląsk wobec porażki Zagłębia w Kietrzu 1-4 stawał się nowym liderem rozgrywek. Z 29 punktami na koncie. Zagłębie miało ich 28, a Włókniarz 27.
Czy sędzia Siciński wziął łapówkę?
Nie wiemy. Natomiast wiemy, że bardzo chciał, żeby Śląsk zwyciężył. Dlaczego? Tego możemy się jedynie domyślać.
Koniec jesieni, nie koniec wałków
Oczywiście to nie koniec wałków. Można rzec, że to był ich początek. W XIV kolejce Śląsk grał w Opolu. Arbiter Włodarczyk z Krakowa niechętnie pozwalał gościom rozwijać akcje i skończyło się na 2-0 dla Odry.
A na całego ekipa z Górnego Śląska poszła na wiosnę. Zagłębie łoiło każdego. Jak nie można było „normalnie” skręcić meczu, to kręcono na chama. Karne w osiemdziesiątych minutach i tym podobne numery pozwoliło sosnowiczanom odjechać Śląskowi.
Bowiem w Śląsku nie miał kto kupować spotkań. „Ktoś” chciał, żeby za niego głowę nadstawiał Dariusz Pszczołowski. Ten jednak wiedział w co może się wpasować i odmówił. Zatem Pszczołowskiego odwołano. A że na jego miejsce nie było zbytnio chętnych (przynajmniej takich, którym „ktoś” by ufał), zatem Pszczołowski powrócił na swoje miejsce.
Wiosna, ach to ty!
Generalnie część spotkań Śląskowi prowadzili sędziowie z Warszawy. I wówczas Śląsk z reguły wygrywał. Z małym „wypadkiem przy pracy” Kolega Figarski ze stolicy był arbitrem meczu Zagłębie – Śląsk (3-0 dla sosnowiczan). Po tym spotkaniu już było wiadomo, że Zagłębie jest nieosiągalne. Co jednak nie skończyło różnego rodzaju podchodów.
Szczytem jaj był mecz XXVIII kolejki, czyli w chwili, gdy wszystko było „pozamiatane”. Śląsk zagrał w Słubicach. Miejscowa Polonia broniła się przed spadkiem. Robiła to tak skutecznie, że najlepszym graczem ich zespołu w pojedynku ze Śląskiem był arbiter Nowak ze Szczecina. I Polonia wygrała 2-1.
W ostatnim meczu też nie obyło się bez jaj. Arbiter ze Szczecina, imć Pieniężny dał dwie czerwone kartki obrońcom Śląska: Tęsiorowskiemu (32 minuta) i Dorobkowi (44). Miał powody, zatem je wykorzystał. Mimo to Śląsk zwyciężył 2-1! Tęsiorowski w barażach z Arką nie zagrał, być może właśnie o to chodziło.
Baraże
Przypomnijmy, że wtedy obowiązywał inny system dobierania partnerów niż obecnie. Nie wchodząc w szczegóły, kończąc rozgrywki II ligi Arka wiedziała, że trafiła na Śląsk.
Jak Śląsk został wywalony w powietrze w barażach, to już chyba wszyscy wiedzą. Podczas gdy we Wrocławiu Marek Mikołajewski (z Płocka, a raczej z Ciechanowa) niewiele mógł gdynianom pomóc, choć całą drugą połowę WKS występował w osłabieniu po czerwonej kartce dla Szewczyka, to w Gdyni pojechano na żywca. Piotruś Siedlecki ze Szczecina bardzo pilnował rezultatu. Za 38 tysięcy złotych polskich. Czerwona kartka dla Kosztowniaka w 30 minucie nie załatwiła sprawy, trzeba było jeszcze wyrzucić Sasina, gdyż miał czelność zostać podcięty w 89. minucie na polu karnym miejscowych przy stanie 2-1 dla Arki. Karny? Niemożliwe, jeszcze Śląsk by strzelił i przy remisie 2-2 by awansował do II ligi. Nic z tych rzeczy, 38 tysięcy to dla niektórych trzyletnia pensja. Piotrek nie chciał z niej rezygnować. Namęczył się 90 minut, zatem w końcówce nie pozwoli sobie na odebranie tak ciężko wywalczonej gotówki. Ale o tym już informowały media.
Sumując:
Śląsk nie był święty. Natomiast Zagłębie było wspomagane przez szefa wydziału sędziowskiego, Mariana Duszę. I nie tylko. Sosnowiczanie byli na tyle uczciwi, ze już przed sezonem mówili, ze kupią wszystko co się tylko da kupić. A potem konsekwentnie to realizowali.
Czy Śląsk płacił? Znając ówczesnego bossa, Grzegorza s. można stwierdzić, że bez nacisków się nie obyło. Jednak wąż w jego kieszeni jest taki, że może były naciski, a nie było pieniędzy? Wcale byśmy się nie zdziwili.
Generalnie: gdy mecze Śląska prowadzili arbitrzy z Opola lub Warszawy, to krzywda się nam nie działa. No, poza przypadkiem w Sosnowcu. Jakoś tak się składa, że „wódz” jest rodem z Opola, a na co dzień siedział w Warszawie. No i wspominał raz na jakiś czas, że zamierza objąć jakże odpowiedzialne funkcje w Polskim Związku Piłki Nożnej.
Grześ jest mistrzem wyciągania kasztanów z ognia cudzymi rękoma. Zatem wątpliwe, by po latach trener Grzegorz Kowalski czy też Janusz Jedynak (obaj są wskazywani jako ci, którzy mogli wręczać kasę Sicińskiemu), w przypadku udowodnienia zarzutów potrafili wskazać na faktyczne źródło pochodzenia pieniędzy. Bo nawet jeśli dali, to nie dali własnego hajsu.
Coraz mniej dziwi także rejterada „wodza” ze Śląska, jaka nastąpiła tuż przed awansem do II ligi. Był to moment, w którym afera wokół rodzimego futbolu dopiero zaczynała kiełkować.
Co Śląsk kupił w Zielonej Górze?
Napisał Roman Zieliński
Ostatnio w „Fakcie” pojawiła się informacja, że w sezonie 2003/04 Śląsk zakupił mecz w Zielonej Górze. Też nowość. Czy kupił, czy nie, tego nie wiemy. Nawet nie wiemy, czy mecz „został załatwiony”. Natomiast wiemy, ze sędziemu bardzo zależało na tym, żeby Śląsk zwyciężył.
Wielu internautów twierdzi, ze „Fakt” to pisemko o niskiej wiarygodności, nastawione na tanią sensację. Zgadza się. Tyle, że akurat pismaki z „Faktu” jeśli chodzi o aferę w polskim futbolu są osobami szczególnie dobrze poinformowanymi. Wrocławska prokuratura, jeśli tylko chce coś wywlec na światło dzienne, używa do osiągnięcia swoich celów dziennikarzy tegoż pisma. Prokuratorzy i dziennikarze „Faktu” są w kontakcie, często to właśnie spółka Lewandowski & Guz wiedzą szybciej niż sami zainteresowani (tzn. ci, którzy na dniach mają zostać zatrzymani). Przypadek sędziego Piotra Aleksandrowicza z Radomia, którego zgarnięto tuż po meczu Śląsk – Pelikan Łowicz 3 sierpnia prosto spod prysznica był znamienny. Spółka Lewandowski & Guz kręciła się wokół arbitrów jeszcze przed meczem. Prawdę powiedziawszy to kręcenie się intrygowało mnie, lecz sądziłem, że chodzi o „skręcenie” meczu Śląsk – Pelikan, że mieli jakiś przeciek i „wąchali” temat. To tylko jeden z przykładów, który potwierdza szeroki wachlarz wiedzy pismaków „Faktu” o zaawansowaniu śledztwa w sprawie futbolowej korupcji. Znam tych przykładów sporo więcej.
Piękna polska jesień: wstęp
Dobra, wracamy do głównego wątku interesującego nas tematu. Musimy się cofnąć do jesieni 2003. Śląsk właśnie spadł do III ligi. Stery w klubie objął Grzegorz schetyna. Na co dzień szefostwo miał sprawować Dariusz Pszczołowski.
Śląsk pozostał Śląskiem, chociaż w głowach co niektórych roiła się fuzja z Polarem, który występował wówczas w II lidze. Jednym z inicjatorów owej fuzji był właśnie nowy wódz. Dla niego takie pierdoły jak fuzje nie miały najmniejszego znaczenia, zrobiłby Śląsk – Polar, po tygodniu Polar by wycięto (kogo tak naprawdę obchodzi Polar?), w II lidze grałby nowy twór o nazwie Śląsk. Coś tam się Grzesiowi nie udało i musiał się męczyć od III ligi.
Poza tym musiał skompletować nową drużyną, większość z tych wiernych i oddanych graczy, których prowadził genialny trener Marian Putyra zniknęła. Choć to oni swymi genialnymi występami doprowadzili Śląsk do III ligi
Celem Śląska był oczywiście awans na zaplecze ekstraklasy. Tymczasem w tej samej III grupie III ligi było Zagłębie Sosnowiec.
Znajomi z Sosnowca twierdzili wprost, bez zakłamania:
- Nie liczcie że w tym roku u nas czegoś nie dopatrzą. Dostali nauczkę (wcześniej, w sezonie 02/03 przy pomocy sędziów i układów awansował Piast Gliwice). Dlatego co najwyżej możecie grać o miejsce barażowe.
Faktycznie tak było. Ale o tym za chwilę.
Czy Śląsk będzie silny? To pokazały pierwsze mecze. Najpierw wyjazd do Kietrza i remis 2-2 co było niezłym prognostykiem. Ale nie rewelacyjnym. Tu sędziowie (Pertyński z Kielc) nie przeszkadzali, ale i nie pomagali. Ale już drugi mecz zwrócił uwagę na klub z Wrocławia. 5-0 z Górnikiem MK Katowice robiło wrażenie.
Następnie wygrana w Głogowie (2-0), a potem gol Kosztowniaka w 90. minucie meczu z Ruchem Radzionków. Po tej serii wszyscy już wiedzieli, że zapowiedzi Śląska o marszu do II ligi to nie czcza przechwałki. Zaczął się wrzesień, skończyły się żarty. Przyszedł mecz na Górnym Śląsku. Tam najłatwiej było Śląsk przerobić w bambuko, wszakże rozgrywkami naszej III ligi kierował katowicki OZPN z Marianem Duszą, ustawiającym obsady sędziowskie. To on był „pilotem” Zagłębia. Do momentu jego zatrzymania przez policje było jeszcze wiele czasu.
W Katowicach z Rozwojem do przerwy Śląsk prowadził 1-0, sędzia Grzegorz Dubiel z Krakowa nie robił sobie jaj. Ale w czasie pauzy w głowie arbitra coś się zmieniło. Nagle zaczął operować czerwonymi kartkami (55 minuta Krzysztof Szewczyk), dostrzegać urojone spalone po stronie wrocławskiej, nie wiedzieć ich po stronie Rozwoju. Pilnował rezultatu do końca, dając drugą czerwoną kartkę Andrzejowi Ignasiakowi tuż przed ostatnim gwizdkiem.
To nie Rozwój był zainteresowany postawą arbitra, nie Rozwój.
Czas leciał. Kolejne spotkanie w lidze to mecz z Zagłębiem Sosnowiec. A więc mecz na szczycie tabeli. Arbiter Zwierz z Warszawy Zagłębiu nie sprzyjał. Przynajmniej nie na tyle, żeby móc mu pomóc. Zagłębie zostało zrobione w konia, jednak raczej nie za „pomocą” arbitra. Śląsk zrobił manewr z murawą. Tuż przed spotkaniem przy pięknej pogodzie została ona sztucznie zroszona. Naciśnięcie kilku guzików spowodowało, że gracze Śląska mieli odpowiednie obuwie, a goście ślizgali się jak na łyżwach. Nie przewidzieli takiego obrotu sprawy, nie mieli z sobą takiego obuwia. Śląsk wygrał bezapelacyjnie 3-0, była to pierwsza strata punktów dla sosnowiczan, którzy na dobre zrozumieli, że to nie żarty. Zagłębie miało 15 oczek, Śląsk 13. Teoretycznie liczyła się jeszcze Odra Opole (12), ale tylko teoretycznie.
Dla forowanej ekipy z Sosnowca informacja była istotna: WKS nie odpuści. Zatem trzeba było działać dwudrogowo, zapewniać punkty sobie i powodować straty rywali. Postanowiono działać natychmiast. Już w następnej kolejce arbiter Czentoryski z Gorzowa miał skręcić Śląsk. Ale w Czarnowąsach miejscowa Swornica musiałaby chyba grać w 15, żeby mieć jakiekolwiek szanse na równorzędną walkę z rozpędzonym Śląskiem. Arbiter mimo obecności kamer telewizyjnych był upierdliwy. Karny z kapelusza dla Swornicy pozwolił zmniejszyć rozmiary przegranej z 0-2 na 1-2. Gdy Wróbel a potem Sztylka zdobyli kolejne dwa gole dla wrocławian, arbiter odpuścił. I skończyło się na 7-2.
Jak osądzać remis z Polonią Bytom na Oporowskiej – nie wiem. Arbiter z Opola (Derej) nie łoił na chama ani w jedną, ani w drugą stronę.
Natomiast w następnej kolejce znów pojawia się nazwisko sędziego z Warszawy. Tym razem był to Wróbel. Jakoś arbitrzy ze stolicy lubili Śląsk i WKS po ciężkim meczu wywiózł komplet punktów z Zabrza od tamtejszej Walki. Czerwona kartka obrońcy miejscowych Berezowskiego w 12 minucie pomogła wrocławianom. Ręka na polu karnym była niewątpliwa, ale zagranie gracza z Zabrza było sprytne. Jak ktoś nie chciał, to nie musiał widzieć.
Kolejny mecz i kolejny arbiter z Warszawy. Tym razem Rogulski sędziował Śląskowi w Legnicy i Śląsk pokonał Miedziankę 1-0 po golu Kosztowniaka. Gdy Śląsk ogrywał Miedź, Zagłębie grało w Opolu. Ile jobów zebrał arbiter, tego nie sposób było zliczyć, lecz cel został osiągnięty: goście wygrali 1-0.
Na Oporowskiej z Carbo Gliwice Trofimiec z Kielc niczego nie wywinął i po 3 bramkach Wielgusa do przerwy było wszystko jasne.
Piękna polska jesień: Zielona Góra
I przyszła sobota 25 października. Mecz w Zielonej Górze, arbiter Siciński z Opola była Śląskowi nader przychylny. Że tak jest widać było już po pół godzinie gry, choć właśnie chwile później (przy stanie 2-0 dla WKS po bramkach Małeckiego) pokazał na „wapno” dla miejscowych. Janukiewicz nie zdołał obronić i zrobiło się tylko 2-1. Trochę przypadkowy gol Kosztowniaka przed samą przerwą zdawał się kończyć sprawę definitywnie.
- Żeby przypadkiem w przerwie nie doszli do wniosku, że już wygrali – stwierdziłem przed drugą połową. Okazało się, że mam nosa. Nasze orły wyszły na murawę kompletnie zdekoncentrowane. I zrobiło się 3-2 (Sawicki w 65 min.) a następnie 3-3 (Cal, 79). Nie dość tego, do momentu straty 3 bramki Śląsk grał fatalnie. Miejscowi byli lepsi. Dopiero przy remisie nasi zaczęli szybko biegać, ostro walczyć. Ale czasu było mało. Wówczas klasę wykazał arbiter. Czerwona kartka dla zawodnika Lecha w 88 minucie, (tak się wówczas nazywał klub z Zielonej Góry), wyjątkowo długie przedłużenie meczu, aż wreszcie sytuacja w 95. minucie, która pozwalała pokazać „wapno” dla Śląska. I arbiter je pokazał. Jedenastkę wykorzystał Sasin a połowa publiki, czyli 150 osób z Wrocławia szalało ze szczęścia. Bo Śląsk wobec porażki Zagłębia w Kietrzu 1-4 stawał się nowym liderem rozgrywek. Z 29 punktami na koncie. Zagłębie miało ich 28, a Włókniarz 27.
Czy sędzia Siciński wziął łapówkę?
Nie wiemy. Natomiast wiemy, że bardzo chciał, żeby Śląsk zwyciężył. Dlaczego? Tego możemy się jedynie domyślać.
Koniec jesieni, nie koniec wałków
Oczywiście to nie koniec wałków. Można rzec, że to był ich początek. W XIV kolejce Śląsk grał w Opolu. Arbiter Włodarczyk z Krakowa niechętnie pozwalał gościom rozwijać akcje i skończyło się na 2-0 dla Odry.
A na całego ekipa z Górnego Śląska poszła na wiosnę. Zagłębie łoiło każdego. Jak nie można było „normalnie” skręcić meczu, to kręcono na chama. Karne w osiemdziesiątych minutach i tym podobne numery pozwoliło sosnowiczanom odjechać Śląskowi.
Bowiem w Śląsku nie miał kto kupować spotkań. „Ktoś” chciał, żeby za niego głowę nadstawiał Dariusz Pszczołowski. Ten jednak wiedział w co może się wpasować i odmówił. Zatem Pszczołowskiego odwołano. A że na jego miejsce nie było zbytnio chętnych (przynajmniej takich, którym „ktoś” by ufał), zatem Pszczołowski powrócił na swoje miejsce.
Wiosna, ach to ty!
Generalnie część spotkań Śląskowi prowadzili sędziowie z Warszawy. I wówczas Śląsk z reguły wygrywał. Z małym „wypadkiem przy pracy” Kolega Figarski ze stolicy był arbitrem meczu Zagłębie – Śląsk (3-0 dla sosnowiczan). Po tym spotkaniu już było wiadomo, że Zagłębie jest nieosiągalne. Co jednak nie skończyło różnego rodzaju podchodów.
Szczytem jaj był mecz XXVIII kolejki, czyli w chwili, gdy wszystko było „pozamiatane”. Śląsk zagrał w Słubicach. Miejscowa Polonia broniła się przed spadkiem. Robiła to tak skutecznie, że najlepszym graczem ich zespołu w pojedynku ze Śląskiem był arbiter Nowak ze Szczecina. I Polonia wygrała 2-1.
W ostatnim meczu też nie obyło się bez jaj. Arbiter ze Szczecina, imć Pieniężny dał dwie czerwone kartki obrońcom Śląska: Tęsiorowskiemu (32 minuta) i Dorobkowi (44). Miał powody, zatem je wykorzystał. Mimo to Śląsk zwyciężył 2-1! Tęsiorowski w barażach z Arką nie zagrał, być może właśnie o to chodziło.
Baraże
Przypomnijmy, że wtedy obowiązywał inny system dobierania partnerów niż obecnie. Nie wchodząc w szczegóły, kończąc rozgrywki II ligi Arka wiedziała, że trafiła na Śląsk.
Jak Śląsk został wywalony w powietrze w barażach, to już chyba wszyscy wiedzą. Podczas gdy we Wrocławiu Marek Mikołajewski (z Płocka, a raczej z Ciechanowa) niewiele mógł gdynianom pomóc, choć całą drugą połowę WKS występował w osłabieniu po czerwonej kartce dla Szewczyka, to w Gdyni pojechano na żywca. Piotruś Siedlecki ze Szczecina bardzo pilnował rezultatu. Za 38 tysięcy złotych polskich. Czerwona kartka dla Kosztowniaka w 30 minucie nie załatwiła sprawy, trzeba było jeszcze wyrzucić Sasina, gdyż miał czelność zostać podcięty w 89. minucie na polu karnym miejscowych przy stanie 2-1 dla Arki. Karny? Niemożliwe, jeszcze Śląsk by strzelił i przy remisie 2-2 by awansował do II ligi. Nic z tych rzeczy, 38 tysięcy to dla niektórych trzyletnia pensja. Piotrek nie chciał z niej rezygnować. Namęczył się 90 minut, zatem w końcówce nie pozwoli sobie na odebranie tak ciężko wywalczonej gotówki. Ale o tym już informowały media.
Sumując:
Śląsk nie był święty. Natomiast Zagłębie było wspomagane przez szefa wydziału sędziowskiego, Mariana Duszę. I nie tylko. Sosnowiczanie byli na tyle uczciwi, ze już przed sezonem mówili, ze kupią wszystko co się tylko da kupić. A potem konsekwentnie to realizowali.
Czy Śląsk płacił? Znając ówczesnego bossa, Grzegorza s. można stwierdzić, że bez nacisków się nie obyło. Jednak wąż w jego kieszeni jest taki, że może były naciski, a nie było pieniędzy? Wcale byśmy się nie zdziwili.
Generalnie: gdy mecze Śląska prowadzili arbitrzy z Opola lub Warszawy, to krzywda się nam nie działa. No, poza przypadkiem w Sosnowcu. Jakoś tak się składa, że „wódz” jest rodem z Opola, a na co dzień siedział w Warszawie. No i wspominał raz na jakiś czas, że zamierza objąć jakże odpowiedzialne funkcje w Polskim Związku Piłki Nożnej.
Grześ jest mistrzem wyciągania kasztanów z ognia cudzymi rękoma. Zatem wątpliwe, by po latach trener Grzegorz Kowalski czy też Janusz Jedynak (obaj są wskazywani jako ci, którzy mogli wręczać kasę Sicińskiemu), w przypadku udowodnienia zarzutów potrafili wskazać na faktyczne źródło pochodzenia pieniędzy. Bo nawet jeśli dali, to nie dali własnego hajsu.
Coraz mniej dziwi także rejterada „wodza” ze Śląska, jaka nastąpiła tuż przed awansem do II ligi. Był to moment, w którym afera wokół rodzimego futbolu dopiero zaczynała kiełkować.
GKS Tychy - Zagłębie Sosnowiec 0:1 (0:1, 0:0, -:-) 18:00 TRWA II TERCJA
Bramki:
0:1 Holik - Ślusarczyk 10:23
czyżby piata wygrana z tyszanami!?
Bramki:
0:1 Holik - Ślusarczyk 10:23
czyżby piata wygrana z tyszanami!?
jade na mecz do Sosnowca ;] ale nie na mecz piłki nożnej a siatkówki Płomień Sosn. - Jastrzębski Węgiel :D
jutro jest szlagier jesli chodzi o siatkowke w jastrzebiu!!:P
KS JW - Belchatow!!:D
KS JW - Belchatow!!:D
akurat na siatke rzadko goszcze :P
tylko hokej i piłka, bo kasy już nie starcza :P
tylko hokej i piłka, bo kasy już nie starcza :P
GKS Tychy - Zagłębie Sosnowiec 1:1 (0:1, 1:0, -:-) 18:00 TRWA II TERCJA
Bramki:
0:1 Holik - Ślusarczyk 10:23
1:1 Sarnik - Proszkiewicz 30:52
Kary:
24:36 Waldemar Klisiak - Zagłębie - 2 min.
25:56 Kamil Duszak - Zagłębie - 2 min.
25:56 Tomas Jakes - GKS - 2 min.
27:20 Paweł Dronia - Zagłębie - 2 min.
28:38 Artur Ślusarczyk - Zagłębie - 2 min.
34:39 Adam Bagiński - GKS - 2 min.
34:42 Tobiasz Bernat - Zagłębie - 2 min.
Bramki:
0:1 Holik - Ślusarczyk 10:23
1:1 Sarnik - Proszkiewicz 30:52
Kary:
24:36 Waldemar Klisiak - Zagłębie - 2 min.
25:56 Kamil Duszak - Zagłębie - 2 min.
25:56 Tomas Jakes - GKS - 2 min.
27:20 Paweł Dronia - Zagłębie - 2 min.
28:38 Artur Ślusarczyk - Zagłębie - 2 min.
34:39 Adam Bagiński - GKS - 2 min.
34:42 Tobiasz Bernat - Zagłębie - 2 min.